Wyruszamy 1.07.2018 niespiesznie ok 11 w kierunku Węgier.
Mamy zarezerwowany apartament Klara położony jakieś 2 km od centrum miasteczka. Apartament jest przestronny, z balkonem, dużym tarasem, kuchnią i jadalnią wspólną w pełni wyposażoną. Niestety dość szybko okazuje się ,że nie ma tu wielu rzeczy, o których była mowa na stronie ; wf prawie nie działa , o spa raczej też możemy zapomnieć, ściany bardzo cienkie , więc wszystko słychać, do wody owszem skrótem ok 10 min, ale osoby starsze , lub niepełnosprawne miałyby duży problem tą drogą iść . Pni Klara zdawała się być bardzo miła , nie chciała od nas żadnych dokumentów , ani dopłaty , którą mieliśmy zrobić na miejscu. W tedy jeszcze nie widziałam w tym nic niepokojącego.
W poniedziałek pogoda nie szczególna na opalenie, więc wybieramy się na wycieczkę rowerową. Naszym celem jest wieża widokowa Ortorony Kilato. Jedziemy w dół , mijamy misteczko i przy rozwidleniu głównych dróg widać mały parking bezpłatny i tablice informacyjne,. Z tond zaczyna się szlak ok 1,5 km,nie bardzo wiemy czy na samą górę da się wyprowadzić rower, ale postanawiamy spróbować. Kierujemy się za znakami, droga prowadzi w lesie. Jest coraz stromiej i dość wąsko, więc w pewnym momencie postanawiamy przypiąć rowery do drzewa i dalej iść bez. Po chwili widzimy już wieżę. Wejście nie jest mozolne a z góry rozpościera się przepiękny widok na całą okolicę. Schodzimy tym samym szlakiem. Szlaków na wieżę jest więcej, ale ten jak później się dowiem jest najlepszy. Reszta dość mocno zarośnięta i niezbyt dobrze oznaczona.
Wieczorem jedziemy do Tesko na zakupy, które znajduje się w Balatonfured. Koło nas jest kilka małych sklepików tu jednak tylko drobne zakupy robimy.
Kolejny dzień jest upał więc plażowanie na naszym skrawku betonu. Można jechać dalej tam gdzie jest trawa do leżenia, ale nam to miejsce nie przeszkadza, jest mało ludzi a to plus. Można wykupić miejsce na plaży przy pobliskim hotelu 3000 ft za osobę jakoś się nie decydujemy, zachodzimy tam jednak na pyszną zupę gulaszową.
Środa - kolejny mało upalny dzień to też jedziemy zwiedzać Balatonfured. Parkingi wiadomo wszędzie płatne od 300- 500 ft za godzinę Miasteczko jest bardzo ładne z pięknym parkiem i niespodziewanie dajemy się namówić na 2,5 rejs statkiem . W czasie rejsu w cenie kieliszek wina białego, a dla dzieci napoje. Opcji popływania jest wiele , łódek większych i mniejszych , statków , motorówek jest do wyboru praktycznie z każdego miasteczka.
Czwartek znowu upał i plażowanie.
Kolejny dzień piątek to zmienna pogoda postanawiam więc penetrować okolicę. Wyruszam rowerem , przejeżdżam prze centrum i zatrzymuję się przy małym parkingu z szlakowskazami. Wybieram szlak na Złoty dom , największy pozostały gejzer. Szlak wiedzie polna drogą przy której jest wiele powulkanicznych skał. Rower prowadzę bo ciężko się jedzie droga wąska raz w górę raz w dół. W pewnym momencie to zaczynam myśleć że zabłądziłam, ale dużo drogi za mną nie chcę się wycofać. Wreszcie jest kolejne rozwidlenie dróg i wraca mi nadzieja . Jadę dalej , przy jeziorku Belso To znowu trochę gubię drogę ale w końcu trafiłam na znaki i kiedy już myślę że zaraz będę u celu wyjeżdżam na główną drogę , nie możliwe??? tu nie ma tego gejzeru coś musiałam przeoczyć. Wracam kawałek i w krzakach w leśnej drodze miga mi jakiś znak i faktycznie jest to szlak na Aranyhaz- Zloty dom. Dalej droga prowadzi w lesie, aż wreszcie docieram na miejsce . Obchodzę skały , robię fotki i powoli wracam, bo zanosi się na deszcz. Kiedy usiłuje zjechać kawałek wąska drogą niespodziewanie coś dziwnego dzieje się z kierownicą i nim przerażona usiłuje się ratować ląduje w krzakach na drzewie. Szczęśliwie jestem tylko lekko poobijana. Wyciągam rower z krzaków i kierownica zostaje mi w ręce??? No tego się nie spodziewałam. Usiłuje ja jakoś przymocować na miejscu i chociaż to się udaje to o dalszej jeżdzie , mogę pomarzyć. Kiedy jestem na asfalcie jeszcze raz usiłuje dobrze zamocować kierownicę i dostrzegam na niej pęknięcie . Powoli jadę cały czas bojąc się że znowu mi się tak stanie jak poprzednio, w dodatku zaczyna padać. Wreszcie dopadam pensjonatu. Na złoty dom prowadzi znacznie łatwiejsza i krótsza droga, ale nie jest oznaczona. Wiem o niej bo to moja droga powrotna, wystarczy skręcić z głównej drogi w kierunku jeziora Belso to , dalej iść szutrową drogą i wypatrywać po lewej stronie drogi w prowadzącej w las .
Jak przystało na ostatnią noc powinna być nieprzespana i była. Niestety atrakcje jakie nam zafundowano raczej do przyjemnych nie należały . Około 22.30 do pokoju obok wprowadzili się Węgrzy. Pan bardzo głośny , awanturował się , palił na balkonie coś co potwornie śmierdziało, a z braku klimatyzacji mieliśmy otwarty balkon. Generalnie noc prawie na baczność. Rano poszłam zgłosić tą sprawę. Pani nie bardzo się przejęła, udawała , że nie rozumie o co ja się tak złoszczę. Powiedziałam ,że za tę noc należy się nam rekompensata jakaś chyba , zresztą inni goście też o to wnioskowali. Długo by opisywać jak przebiegały te rozmowy, generalnie jak wspomniałam o wezwaniu policji pani nagle zmieniła front , powiedziała ,że nic nie trzeba dopłacać. Długo byłam zdziwiona , że ten blef tak zadziałał , aż mnie tknęło ,że ona po prostu ma niemeldowanych gości i nas zresztą też . W ostatni dzień tylko męża dowód chciała, a obowiązek meldunku jest do 3 dni i wstecz nie działa. W ten sam dzień zgłosiłam sprawę do Bukingom, a pani w poniedziałek przysłała nam poprawioną rezerwację z niższą kwotą. Wszystko dobre co się dobrze kończy , zwłaszcza ,że tym sposobem zaoszczędziłam 600 zł