Trojka :-)

Monika Przewłocka i Trojka w N klasie na zawodach w Gołaszynie 2007r :-)

Przykro mi, nie mam czasu pisać noteczek bo cały czas jem szparagi. Są fantastyczne.

Dziś oczywiście dzień pełen wrażeń. Prawie przewróciłam się z maratonówką. Konie wszystkie po kolei do roboty wzięłam, w międzyczasie na padokach zmianowałam. Na koniec zostawiłam sobie Denisa, bo chciałam na niego wsiąść. Wyciągnęłam z boksu, a że jakiś najarany był, to najpierw w maratonówkę. Jakieś usoki robił gdy mu chciałam założyć uprząż. Zaprzęgłam, weszłyśmy z Szaloną do maratonówki, Denis nie chce ruszyć. Zaczął się wspinać, cudować, aż w końcu na chama zrobił zwrot do stajni, a my z bryczka wbiłyśmy się w barierkę. No to wyskoczyłam z maratonówy, i za łeb go poprowadziłam kawałek, żeby się ogarnął. Pojechałyśmy. Cały czas chcial galopować, uskoki przed kałużami robił kosmiczne, a już się ich nie bał, cały zeszły tydzień go po kałużach ciągałam. Pięknie swoją drogą wyglądałam, bo maratonówka nie ma błotników ;-))) No ale dziś był dzień buntu i focha. W jednym miejscu w lesie było tak po górach dolinach i po środku wieeelka kałuża :-) To ja go na nią, a on skok w lewo i się prawie wywróciliśmy. Byłam święcie przekonana, że leżymy, już nawet ręką miejsca na gruncie do uskoku szukałam. Ale Denis zrobił skok do przodu i wrzucił nas z powrotem do maratonówy. Stwierdziłam, że nie odpuszczę i tak prawie 2h po lesie się ciągaliśmy. Na koniec chodził przez wszystkie kałuże, było idealnie. I po co mu to było?

Moja Trojeczka już nie kuleje, musiałam na niej wczoraj 3 tereny obrócić. Dziś mamy jeden za godzinę.

Wyszło na to, że znów w tym roku do Janowa Podlaskiego na aukcję jedziemy ;-) Co roku powtarzam, że już więcej tam na aukcję nie jadę i co? Tradycji musi stać się zadość... :-)