Dzisiejszy dziń był nawet spoko,
najpierw wizyta w Maku razem z Żaną, gdzie tam nażarłyśmy się jak dzikie lamy, później zajęcia z photoshopa w WSH, (robienie fotek w Imacach zawsze spoko) po kilku godzinach opierdzielania się nadeszła ciemna chmura, razem z dziewczynami zaczęłyśmy panikować i pan wypuścił nas wcześniej. W drodze na autobus zaczęło mi odwalać, gdzie to nie jest żadną nowością i zaczęłyśmy sobie cpykać sweet focie pod kontenerem razem z Żańcią. Gdy Żana się zmyła do domu zostawiając mnie samą na przystanku poczułam, że ktoś odsuwa mi tylną kieszeń plecaka, spanikowana nerwowo zdjęłam plecak z pleców. Okazało się, że był to stary dziadek, który jak to mówił szukał jakiejś kanapki... W ramach tego, że nie zapytał czy mam coś do jedzenia pokazałam mu jęzora i weszłam do swojej limuzyny, która zawiozła mnie na moją wieś :D Dzięki Kondziu za poprawę humoru i "odmulenie" mnie a na sam koniec za wrzucenie mnie pod koła rozpędzonego samochodu, od zawsze wiedziałam, że jesteś zajebistym kolegą, na którego można zawsze liczyć!
PS. świeci słońce a ja spadam spać, padam na twarz także tego no! trzymajcie się cieplutko,
dobranoc <3