Dzień minął i dziwo z niespodziankami. Było trzeba zrobić kurs do Oln aby ratować brata... jak pech to pech. Całe szczęście, że nie dałam się wmanewrować w ibize. Dziękuje mojemu przeczuciu z całego serca, że nie zgodziłam się wziąć tego szrotu i nim jeździć. Mam swojego Matiza i jestem zadowolona. Dziękuje Bartku za ten wybór :*. Jeżdzę i można powiedzieć bez większych problemów. Ptfu... aby tylko nie zapeszyć.
Dziś ogółem czuję się troche już lepiej. Hmmm... może mi przejdzie do końca tygodnia. Bardzo tego bym chciała, aby na spotkanie z ukochanym być już zdrowa. Licze na to :).
Nie ma jak to szczerze porozmawiać z bratową i powiedzieć jak jest w rzeczywistości i nie raz prawie po usłyszeniu niektórych rzeczy parstknąć ze śmiechu komuś w twarz tylko że człowiek się pochamował. Wszyscy do okoła, prócz Bartka sądzą, że mam zajebiście, że starzy mi duzo pomagaja ect. a tak w rzeczywistości nie jest. Żyje z miesiąca na miesiąc i jeszcze gdyby nie bezinteresowana pomoc Skarba bym sobie nie radziła. A tak to wszystko się układa jakoś w jednolitą całość. Radze sobie i nie prosze starych o pomoc. I tak wcześniej czy później jest to wyrzygane w mniejszym, bądź większym stopniu.
-A po co mi to?
-Nie potrzebne.
Właśnie więc staram radzić sobie bez nich. Muszę być samowystarczalana.
Co raz bardziej brak mi mojej drugiej połówki...