Patrze na swoje zdjęcia sprzed szpitala, kiedy ważyłam te 34kg. Wtedy widziałam w sobie ogromnego, tłustego potwora. Teraz widzę, jaka byłam przerażająco chuda.
Coraz częśćiej słyszę "Dobrze wyglądasz" i nie umiem się z tego cieszyć. Już nie zwracam na siebie uwagi. Staję się normalna.
Od wyjścia ze szpitala waga spadła do 40,8, teraz ją utrzymuję. Walczę z moim brzuchem. Chciałabym mieć cudnie płaski i wyrzeźbiony, ale to mi chyba nie jest pisane. Te cholerne geny... Chciałabym mieć spowrotem 57cm w talii, tak jak miałam w zeszłym roku przy tej wadze, jak narazie jest 59.
Podobają mi się wystające obojczyki, kości biodrowe. Może to chore, może niepoprawne, ale tak już jest i to się nie zmieni.
Czasami mi się odechciewa wstawać rano z łóżka i walczyć z chorobą. Czasami odechciewa mi się żyć. Jestem znudzona moim życiem.