I nie chodzi tutaj o uśmiech. Nie o to co się myśli, ani o to co się robi. Pełen przejęcia podrygiwań przemierzam to gęste miasto. Rozumiem i staram się robić to co lubię. Próbuję tym odnaleźć spokój, zaufanie do samego siebie. Nic z tego. Prawda jest jedna. Jakbyśmy nie przemierzali naszego miasta nie unikniemy wpadnięcia na innych. A co wtedy? Piwo, przyjaźń, miłość? Nie. Istnieje tylko droga przed siebie bez oglądania się na skrzywdzonych za sobą. Znam też tamten ból. Sam unikając lekarstwa zarażam innych.
To takie mało humanitarne z mojej strony.