Święta, święta i po świętach... Tyle czekania i roboty.... A to tak szybko mineło:D
Jak wam mineły święta? Bo ja prawie wogóle ich nie czułam:) I nawet nie wiem kiedy mineły.
Wigilia jak to zwykle bywa zaczeła się około 17.30 kiedy Kacperek się obudził. Oczywiście musiał marudzić i za nic w świecie nie dał sobie ubrać eleganckiego ubrania:D Przystąpiliśmy w końcu do wigilii, podzieliliśmy się opłatkiem, zjedliśmy wszystkie dania, następnie poszliśmy pod choinkę, aby odnaleźć prezenty:D Kacperek pomagał mi podawać podarunki dla wszystkich - ''Masz Duduś:D''. I nawet te prezenty, które nie były dla Dudusia, jemu dawał:D
Następnie poszliśmy świętować do Asi, mama z Aśką oczywiście usneły:D
Koło godz. 9 przyjechał Mateusz i oczywiście musieliśmy biegać za Kacperkiem i jego piłką:D
Pierwszy dzień świąt (25.12.2011):
Byłam w kościele na 10, następnie zaraz po obiedzie (lub nawet można powiedzieć w trakcie:D) przyjechała ciocia, nie była długo bo chyba niecałą godzinę. Po 1 godzinie przyjechał Mateusz bo mieliśmy jechać do cioci i wujka. Poczekaliśmy chwilę na rodziców i pojechaliśmy dwoma autami:D I dotarliśmy na Waryś:D Rozgościliśmy się, pomogłam wujkowi z kawą i herbatą:D I oczywiście wujek specjalnie dla nas powiesił na ścianie jemiołę:D I obiecał, że jak się pod nią pocałujemy a następnie zabiorę ją na cały rok do domu, to w następnym roku (czyt. w 2013) wyjdę za mąż:D Niestety nie skorzystałam, ponieważ jemioła zawieszona była w takim miejscu że nie wiem jak bym musiała się zgiąć:D A więc ślubu w najbliższym czasie nie będzie:P
I tak sobie rozmawaliśmy i po jakimś czasie mama powiedziała że oni już jadą. Wujek nie wiedział że przyjechaliśmy dwoma autami i tak z głupa powiedział, że my oczywiście możemy zostać na noc, że jest wolny pokój i że naprawdę możemy zostać:D To my się z miejsca nie ruszamy, a wujek poszedł odprowadzić mamę i tatę, w końcu lekko przerażony, że my chyba rzeczywiście zostaniemy na noc:D Biedny nie wiedział co się dzieje, bo auto Mateusza nie dość że ciemne, to jeszcze za krzakami stało:D Ale się z niego strasznie śmialiśmy, no ale w końcu sam proponował więc skorzystaliśmy:D I później sobie jeszcze rozmawialiśmy:D I słowa wujka na temat Mateusza- ''Ty go słuchaj, bo mądrze mówi:D''. I w końcu po kilku godzinach pojechaliśmy do domu:) I wujek nas odprowadził i mówi- ''Przyjedźcie jeszcze tu w lecie'' a Mateusz na to- ''A w zimie nie możemy?'':D I dotarliśmy do domu:D Posiedzieliśmy sobie chwilkę, ''pokłóciliśmy'' się o kartkę:D , umówiliśmy się na drugi dzień na 11 i M. pojechał:)
Drugi dzień świąt (26.12.2011):
Obudziłam się koło 9.30 i zaczełam poszukiwać z mamą jakiegoś ubrania ( w porę:D). Mateusz zadzwonił i powiedział, że się trochę spóźni(jaka nowość:D). I przyjechał kilka minut po 11 z siostrą, szwagrem i Igorkiem i pojechaliśmy na chrzest Wikusi:) O 11.30 zaczeła się msza, oczywiście musiałam cały czas stać:D I tak myślałam, że jak zwykle na ostatnią chwilę przyjechaliśmy i jak zwykle tak późno, a tu podczas mszy do kościoła wchodzi Sylwia z Robkiem:D A następnie za jakieś 5 minut Marcin i Anka z dziećmi:D A więc z nami nie było tak źle:D I ochrzcili małą Wiktorię Dorotę:) A jaki Szymon skupiony na byciu chrzestnym:D I pojechaliśmy na przyjęcie, pojedliśmy, popiliśmy:D Pobawiliśmy Wikusię i oczywiście jak zwykle- ''Pasuje Ci takie małe dziecko'' . Ech, oczywiście:D I zabrali mi maleńką a ja tak chciałam sobie ją ponosić:D Uwielbiam takie dzieciaczki:D Takie słodkie są:) I robiliśmy zdjęcia (''A teraz patrzymy na obiektyw:D'').
I to pytanie- Gdzie idziecie na sylwestra? Na pielgrzymkę na Bocheniec:D No wybacz Andzia:D
Albo słowa Maćka- ''Wpadnij do nas na sylwestra, bo to już ostatni, bo w następnym roku koniec świata''.
Albo to wkopanie że nie byliśmy na pasterce:D
I święta się zakończyły, powróciliśmy do szarej rzeczywistości... i znów musieliśmy się rozstać... Ale na szczęście nie na długo.
We wtorek w nocy przyszła Andzia:D Wepchneła mi się do łożka:D Obudziłyśmy się chyba koło 11 albo wcześniej:D Na 2 poszłam na pogrzeb, a o 4 pojechałyśmy do lekarza:D Kolejka taka, że strach myśleć. Wpychali się przed nami, bez kolejki wchodzili, my wkurzone, na schodach siedzimy, po wielu cierpieniach Andzia w końcu weszła, dostała zwolnienie i wyszliśmy (nie było naszego kolegi:D). Nie było busa, a my na przystanku o 22... ups, idziemy na nogach?:D Na szczęście mama po nas przyjechała, my sobie jeszcze kupiłyśmy hamburgera:D Dobrze, że było coś całodobowe, bo pizzerię i frazesa nam zamkneli:D Nie ma to jak o 22 w nocy po Brzesku latać:D
''Aaa walnełam się w mordę'':D Czyli noc też bywa niebezpieczna:D
I to chyba na tyle:D Na dziś jeszcze dwie notki zaplanowane:D Do usłyszenia:)