Odczuwam potrzebę wypisania się. Może cokolwiek to da. Może sobie coś ułożę w tej chorej główce.
Miało być pięknie, ale znów skończyło się na słowach. Jestem w nich naprawdę zastraszająco dobra. Mam wielki talent do wmawiania sobie, że będzie albo przesadnie dobrze, albo przesadnie źle. Nigdy nie jest przesadnie normalnie i przesadnie tak, jak powinno być.
Miałam dziś posprzątać w pokoju. Obejrzałam w zamian dwa filmy (czy zmierzch może być JESZCZE głupszy?). Boli mnie głowa. I brzuch. Na to ostatnie sama sobie zasłużyłam, jak zwykle.
Żal, żal, żal.
I z mojeego angielskiego też jest żal. I żal z tego, że nie jestem w stanie się ogarnąć i wszystko sprowadza się do tego momentu, gdy siedzę na dupie i jest mi tak bardzo bardzo źle. Choć niby bez powodu. Ale nie oszukujmy się, powód zawsze musi być. Choćby najdrobniejszy, najgłupszy, najmójniejszy.
I nie chce mi się golić nóg... Nie, to nie jest ten osławiony powód. To w sumie efekt wielkiego niechciejstwa. I zaniedbania trochę też. (Poszłam w piżamie na uczelnię. Mogą o mnie zacząć pisać książki.)
Cóż, chyba trzeba znów wziąć dupę w troki (chwilę temu było tu: w dupę troki. Nie mam pojęcia, jak miałabym to zrobić, bo tak na dobrą sprawę nawet nie mam pojęcia, co to te troki są. I nie mam chwytnych pośladów.) i spróbować. Choć z każdą próbą jest coraz trudniej, a powinno być na odwrót. Jak się nie ma, co się lubi, to się nie lubi tego, co się ma... Ojej, chyba coś spieprzyłam.
Łoewa. Idę wciskać się w strój kąpielowy i być hot z ogolonymi nogami. Niech cały świat zobaczy, że...
Chce mi się spać.
eksoł eksoł