Spakowana, wyszykowana. Kasa z konta wypłacona. Bodajże wszystkich ładnie pożegnałam, notabene we wszystkich trzech przypadkach towarzyszyła temu latte.
Pomijam fakt, że walizka jest szersza ode mnie i stanowi 1/2 mojej wysokości, ale wierzę w siły naszych chłopaków z klasy.
Muszę pamiętać o tych pierdołach, które mam jutro do 14 30 spakować, bo inaczej będzie ze mną cienko.
Z okazji wyjazdu nie będę dzisiaj roztrząsać pewnych zachowań charakterystycznych dla męskich osobników gatunku homo-sapiens, z którymi mam czasami przyjemność obcować, bo nie chce mi się skupiać wzroku na klawiaturze.
Za autentyczny dowód mojej genialnej organizacji uważam:
-to, że spakowałam wszelkie niezbędne rzeczy, włącznie z ładowarkami do baterii.
-to, że udało mi się znaleźć w mojej szafie sparowane skarpetki
-to, że załatwiłam wszelkie sprawy na dzień przed wycieczką
-to, że jestem genialnym wymęczaczem panny Nowak, ale udało mi się znaleć szkołę Sobieskiego, dzięki jej nieocenionej pomocy.
-to, że zgrałam zdjęcia z Wielkanocy na komputer
-to, że zdążyłam dzisiaj na wszystkie pociągi
-to, że nagrałam muzykę na mp3
-to, że zgrałam mamie zdjęcia z mojego komputera
-to, że po pół roku kupiłam sobie słuchawki do mp3
-to, że dzisiaj nie zabiłam nikogo z powodu irytacji
-to, że z moich 250 zł, nadal mam 200 (mimo, że mam je na końcie niecałe 8 h)
-to, że mam na liście w Sobieskim numer 66, a nie 199
-to, że jutro nie mam nic do roboty
Podsumowując, moja pieprzona organizacja sprawiła, że nie mam co jutro robić, więc będę przysłowiowo biegać po ścianach ze zdenerwowania i bezczynności.
Do zobaczenia 26, wieczorem. Prawdopodobnie będę zalewać swój powrót do pieprzonej placówki edukacyjnej.
Moje cudowne 12 dni czas zacząć.
Chce mnie ktoś codziennie wieczorem wyprowadzać na spacer do 30 maja?