Niewyostrzona (chociaż wolę określenie "jak przez łzy") Tosia robiona zmarzniętą ręką w sobotę.
No właśnie. Tak zimno. Dobrze, że mam Crystal Fighters, którzy skutecznie utrzymują mnie w domu. Gdyby nie oni już dawno bym zwariowała i gdzieś uciekła z tych czterech ścian razem z moim kaszlem, katarem i stanem podgorączkowym. Chociaż ich muzyka jeszcze bardziej podsyca mój wieczny głód nowych wpsomnień, wyjścia z domu, przygód małych i dużych, podróżowania większego i mniejszego, to zatrzymuje mnie jedynie fakt, że zgubiłam gdzieś słuchawki i nie mogę mieć CF przy sobie. No i może jeszcze to, że została mi reszta zdrowego rozsądku i postanawiam się pożądnie wyleczyć przed sobotnim półmetkiem i niedzielną, piątą już moją, Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy :)
Czasami mam wrażenie, że maraton zmęczyłby mnie mniej niż bezczynne siedzenie w domu i chorowanie. To źle na mnie wpływa. Mam zbyt dużo czasu do namysłu, zbyt dużo rzeczy, które chciałabym zmienić już i teraz. A tak się nie da.
Ciągle muszę pewne sprawy układać od nowa.
Sama upletłam te sidła, a później sama się w nie zaplątałam. Jak to zwykle bywa, uwolnić się wcale nie jest tak łatwo. Zbytnie rozmyślania, sprawiają, że plączę się jeszcze bardziej. Czuję, że przez to wiele rzeczy mi umyka, mogłabym robić coś innego, z kimś innym, czuć się pełniej i być na swojej drodze. Ach, muszę jeszcze znaleźć tę drodę, no tak! Ale najpierw muszę uwolnić się z tych sideł, od tych myśli.
Cierpliwości. Chyba tego mi potrzeba.
There's nothing left here worry about
We are on the ground
We float on the water
Or up in the clouds
Alone through the clouds
Alone on the ground
Alone on the water
Alone in the clouds
Alone through the clouds
Alone in the water
Alone on the ground
No właśnie. Nawet moja nowa-stara miłość mówi, że nie ma się czym martwić, więc chyba faktycznie tak jest. Może nie wszystko musze układać własnoręcznie?