mam kryzysa-mega kryzysa...czytam te głupie fora , i widzę opinie ludzi którzy wydają się być moim wcieleniem za kilka lat..."5 lat męki, schudnięcia 10 kg, nieprzespanych nocy ,zerowych imprez , wytykania palcem''- wszystko po to by trafić na mięsny do tesco, gdyż pracę w labolatorium i tak dostanie znajoma jego wujka -po polonistyce. Idziesz ciągle idziesz i pewnego dnia stajesz i mówisz cholera dokąd właściwie zmierzam i po co? nic...w efekcie będzie trzeba opuścić ojczyznę, lepszej perspektywy na dzień dzisiejszy nie widzę. Wkurza mnie jak ludzie życzą sobie wszystkiego dobrego w Nowym Roku wiedząc, że co rok jest gorzej. Jeszcze 2 lata temu martwiłam się z kim pójdę na studniówkę, jak zdam tą głupią maturę i czy będę mieszkać z Anną czy bez ? Rok temu nie martwiłam się studniówką , dostałam nawet w nagrodę 2 , maturę miałam juz w ręku a tym czego nie mogłam przeskoczyć była sesja...Teraz nie chce mi się nawet wymieniać tych wszytskich rzeczy które mnie martwią. Chciałabym tak jak inni zacząć czasem od nowa...Na razie szukanie miejsca na Ziemi słabo mi wychodzi, nic nie umiem sobie poukładać. Co więcej tworzą mi się właśnie w głowie psychodeliczne myśli dzisiejszej nocy .Chyba chcę obudzić sie już jutro...Zawsze jak było żle to po ty by czegoś nie przeoczyć , po to by w największym zwątpieniu cud okazał sie większym szczęściem niż 6 w totolotku .Dlaczego teraz jest inaczej? nie wiem.