Disiaj był dobry/zły dzień.
Dobry, bo udało mi się kupić nową piankę z Maresa stosunkowo tanio. Już wiem, że będzie się w niej dobrze pływało. Chyba była mi przeznaczona. :]
Zły, bo zabiłem arbuza. Zresztą sam jest sobie winien. Jechał na fotelu pasażera. Mówiłem mu: - Zapnij pasy. Nie wiadomo dlaczego nie słuchał. I tak sobie jedziemy Korfantego, a że Korfantego zawsze jeździ się szybko...
Zawsze trafie na czerwone światło (tam mniej więcej na wysokości Kauflanda). Byłem dobrze rozpędzony i musiałem gwałtownie hamować. Zapomnialem, że mam pasażera. Nie, nie wypadł przez okno, ale też zginął na miejsu. Rozbił się o deskę rozdzielczą. Tata był zły i kazał mi sprzątać. W sumie nie żal mi arbuza. Powinien wiedzieć , że śmierć jeździ szybko i że pasy zapiąć trzeba. Debil. Nie lubie arbuzów.
Aha. Dziś przelotem wylądowałem na Buchenwaldczyków. Wychodze i podbiega taki mały chłopczyk z metalowym Uzi w ręku. Ja takiego nie miałem. Mówi: - Dzień dobry koleś. Masz samochód z mafii, to Cie nie rozwale. Chce pokoju, kumasz ? Troche mnie zatkało. Powiedziałem, że kumam i wsiadłem do auta. On jeszcze rzucił : "Dowidzenia koleś." To chyba plus, że nie wpakował mi w klatkę kilku plastikowych kul.
2 + i 1 - = pozytywnie generalnie. ;D