"- Cierpienie jednak kojarzy się z samotnością Chrystusa, Boga, który dobrowolnie zgodził się przyjąć krzyż, był samotny na Drodze Krzyżowej.
- Wydaje mi się, że samotność Chrystusa nie była tak wielka jak samotność człowieka, którego nie ma wiary. Chrystus zawsze czuł, że jest obserwowany, wiedział, że będzie bohaterem wielkiej Opowieści, która zostanie spisana przez apostołów i stanie się fundamentem wielomilionowego Kościoła. Właściwie nigdy - może poza pobytem na pustyni, gdzie zresztą rozmawiał z Diabłem - nie był sam. Towarzyszyli mu apostołowie i matka.
Cierpiący ateista ma poczucie, że jego cierpienie wynika z procesów naturalnych, jest absolutnie bezcelowe i nie jest żadną zasługą. On jest w swoim cierpieniu zamknięty jak poranione zwierzę w żelaznej klatce. Chrystus wiedział z całą pewnością, że cierpienie, jakiego doznaje, jest ważnym elementem jego zbawicielskiej misji na Ziemi. Człowiek często nie potrafi zrozumieć, jaki sens mają jego cierpienia w ogólnym planie życia. Cierpienie się pojawia, wdziera i w żaden sposób nie jest możliwe do zracjonalizowania. Nic o nim nie wiemy, nic nie potrafimy z nim zrobić, nie rozumiemy, dlaczego akurat nas dotknęło. Ukrzyżowany Chrystus miał chwilę zwątpienia w Bożą łaskę, ale nigdy nie pytał tak, jak pytają chorzy na raka: "dlaczego właśnie ja?" W tym sensie był najgłębszym przeciwieństwem człowieka cierpiącego w samotności. Wiedział dokładnie, po co cierpi i znał przyszłość, której nieznajomość jest dla wielu ludzi cierpiących przyczyną prawdziwych udręczeń."
Stefan Chwin o bólu (Rozmowy na koniec wieku 3)
Chrzanić to wszystko. Chcę znów mieć 6 lat.