Mam przed oczami czarne plamy i białe barierki, których nie dotknę, bo odrzuca mnie ich nienaganność ..
Tak idealne, że dostaję mdłości i kręci mi się w głowie.
Moje skurwienie odpycha mnie na "drugi plan" ..
Chociaż .. tak naprawdę upadam na dno i nie mogę sie podnieść.. bo
szprycuję mózg i opóźniam reakcje nerwowe ..
Mam ochote rozszarpać szwy i na środku ruchliwej ulicy krzyczeć "spokoju" ..
a w czarną sukienkę niech wsiąka lepka hemoglobina ..
W głowie popękane żarówki i zardzewiałe gwoździe co kłują w gałki oczne i kaleczą oczodoły i ..
metaliczny smak krwi, który nienagannie przykrywa kubki smakowe .. Wiesz mała?
Przerosła Cię codzienność, a minuty dają w mordę .. a to boli ..
jak kamień kruszący czaszkę i seledynowe, poobdrapywane ściany ubrudzone zaschniętą krwią, kapiącą z żyrandola ..
A porażki ciągnę za sznurki, a one wyskakują jak pajac z kolorowego pudełka i oblewają wszystko kwasem siarkowym .. potem
grafitowy cień spływa z powiek i zostawia ślady na bladych policzkach ..
w zimnym autobusie spotykam śmierć, a ona mi dużo obiecuje .. jeszcze tylko raz i
stracę formę i stanę sie lekką niewidzialną treścią ..