photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 24 PAŹDZIERNIKA 2012

Leżę z wilkami, sama.

 

Bo nie ważne jak boli, jeśli przestaniemy to robić boli jeszcze bardziej.

 

 

Właściwie znów nie mam pojęcia od czego zacząć, bo dawno nie pisałam na forum, a zdarzyło się wiele, choć wiem, że większości z was to nie interesuje i wcale się nie dziwię, każdy ma swoje życie, proste. W ostatni piątek byłam na osiemnastce kolegi, faktycznie udana, niestety haczyk był taki, że zostałam upita z własnej zachcianki i przez całą noc zwracałam alkohol w każdym miejscu jakim się da, nawet przez okno w bloku - brawa dla mnie i nie, nie chwale się, bardziej żalę, bo przez swoją głupotę i nieumiarkowanie w piciu przez cztery kolejne dni miałam takiego kaca i takie bóle, że spałam całymi dniami i nawet nie byłam w stanie przełknąć wody, także pamiętajcie trzeba znać umiar i pić rozważnie. Przeżyłam tylko dzięki Matemiu, właściwie gdyby nie on to nie wiem jak bym skończyła. Ostatnio też często nie ma mnie w szkole, bo niestety zawsze coś, albo chora, bądź kac lub coś innego jeszcze i ostatnio zauważyłam też, że zaczynam się rozsypywać, kości mi się "łamią", mięśnie wysiadają i ciągle dochodzi coś innego, także mój pomysł, który nie spotkał się z aprobatą innych o kupieniu sobie trumny, położeniu się w niej i czekaniu na śmierć raczej się nie spełni, no cóż, no to trzeba dalej umierać za życia ;d W szkole jeszcze nawiedzili nas ludzie z Warszawy, którzy ją sprawdzają, a jutro trzecie i czwarte klasy oraz nauczyciele wypełnią ankiety, które będą decydowały o losie i przyszłości szkoły, w razie co mogą ją zamknąć i cóż, choć ja za sześć miesięcy ją kończę, więc jakoś mnie to już nie rusza, zobaczymy co inni zrobią. Za moment próbne matury i testy zawodowe, a mi się wcale nie chcę i jakoś nie czuję, że mi się uda, o nie. Czas tak szybko zleciał, za tydzień święto zmarłych, na dworze już ciemno o wczesnych godzinach, przyszła wczesna, piękna i pomarańczowa jesień, kocham ten widok kiedy wszystko umiera, kiedy to wszystko co tętniło do niedawna życiem, po prostu usycha i kończy na zimnych chodniku zdeptane przez setki stóp, to tak troche jak z ludźmi, ale mimo to nienawidzę późnej jesieni, tylko zimno, szaro, goło i nieprzyjemnie, no i ta handra jesienna. Nim się obejrzymy zaskoczą nas święta, których tak bardzo nienawidzę i z chęcią bym ich nie obchodziła, bo nie rozumiem jak można być tak sztuszcznym siadając do stołu z ludźmi i szczerząc do nich zęby, a tak na prawdę mieć ochotę wbić temu komuś nóż w plecy albo poderżnąć gardło. Sorry, może tylko ja jestem taka patologiczna, a przepraszam to ludzie mieszkający u mnie są patologią, także jak już mówiłam wbijam w święta. Potem Sylwester i Nowy Rok, następnie ferie, no i właściwie zaraz piszę matury, testy zawodowe i koniec, sześć dni po moich dwudziestych urodzinach czeka mnie zakończenie "kariery szkolnej" i w końcu będę trochę bardziej szczęśliwsza i nie będę musiała się męczyć w tym więzieniu, i zdaję sobie sprawę, że moim nowym więzieniem będzie praca itp. itd. jednakże wracając do domu nie będę żyła w obawie, że mam jeszcze tone nauki i zadań domowych. Za to w nocy nie dają mi spać szczurki łobuziaki, właściwie to ja nawet sama spać nie mogę, nie mając pojęcia czemu. Ostatnio oglądałam też program z tym kolesiem co jedźi po całym świecie na boso, czy coś tam, zresztą chuj mu z krzyż i po prostu się zaryczałam, stawał sobie na żółwiu  jak na kamieniu i jeszcze podskakiwał, a chwile potem jakiś murzyn wziął ostry nóż i pociął go na kawałki, fakt nie patrzyłam na to, schowałam się pod kołdrą i zaczęłam płakać, więc Mateusz przynajmniej to przełączył, ten facet ma szczęście, że nie napotkał się na mnie, bo ja bym się nad nim trochę poznęcała ;] A teraz z milszych tematów, zrobiłam dziś z babcią pyszny jabłecznik, właściwie jeszcze go nie próbowałam, no ale cóż, skończę pisać i idę sobie pojeść wraz z kawką <3 Podsumowując - moja szkoła to jakaś parodia, cudowne osoby z klasy przyprawiają mnie o mdłości, dlatego przestałam się właściwie do prawie wszystkich odzywać, nie ma sensu. Właśnie skończyłam chorować, nie chce mi się nic, uwielbiam jeść, chcę tyć, mam w końcu wspaniałego mężczyznę, który jest dla mnie dobry jak anioł, ciągle jestem zmęczona, rozsypuję się, nie rozumiem jak można znęcać się nad zwierzętami - istotami po stokroć lepszymi od nas ludzi, stanęłam w pisaniu czegoś większego, mam książki do przeczytania, a brak mi czasu i chęci, odkryłam słuchawki tak dobre, że odpływam słuchając przez nie muzyki, w następnym wcieleniu pragnę być wilkiem, bądź chociaż psiakiem, chyba jednak zrobię ten tatuaż na udzie, no i idę jeść ciasto, dziękuję za uwagę. Bez odbioru. 

 

 

 

Mówią, że nie można rzucić nałogu póki nie sięgnie się dna, ale skąd wiadomo, że już się tam jest?