Zielono...bo tak:)
Paulina Ja Monika
Czy to aby napewno szczęśliwa rdzina?
Uśmiechnięta, szczęśliwa Rodzina, spacerująca uliczkami miasta. Młoda Kobieta prowadząca przed sobą wózek z dzieckiem. A obok wysoki, dojrzały Mężczyzna. Mijają po drodze sklepy, sąsiadkę z tej samej ulicy. „Oni są naprawdę szczęśliwi!” – Myśli idąc dalej z torbami pełnymi zakupów. Takie zdanie ma wśród sąsiadów, spacerująca Rodzina. „Szczęśliwa, dobra, spokojna, w której nie ma pewnie kłótni, łez… widać, że się kochają…”
Ludzie mówią to, co widzą. Zakochaną, młodą parę z dzieckiem na ręku. A jak jest naprawdę? Tego nie wie nikt! Nie znają prawdziwej Rodziny, która mieszka w tym miasteczku od dwóch lat. Nie wiedzą, co kryję się w domu za wysokim ogrodzeniem. Co kryje makijaż na twarzy Kobiety. Dla sąsiadów wszystko jest jasne, mają swoje zakłamane racje, których się trzymają: „Kobieta o siebie dba i stąd ten makijaż”, „Na pewno są bogaci i cenią sobie prywatność… bo po co innego te wysokie, szczelne ogrodzenie?”.
Nikt nie zna prawdy, problemów, prawdziwej twarzy „kochającego męża”.
Każdy spacer, czułe spojrzenia, miłe słówka – są grą. Pokazem dla ciekawskich ludzi. Trzeba grać, żeby niczego nie podejrzewali…
Ale każda sztuka kiedyś musi się skończyć. Aktor kiedyś musi zejść ze sceny. Zostawić gdzieś w tyle swoją rolę i powrócić do normalnego życia. Do sztuki, w której scenariusz pisze czas, w której nie można przewidzieć następnej sceny, powtórzyć nieudanej próby…
A jak jest ze szczęśliwą Rodziną? Każdy powrót do normalności można porównać z horrorem, który nigdy się nie kończy. Zazdrość, rządza, silna ręka Mężczyzny zostawia bolesne ślady na ciele. W miejscach, gdzie może zobaczyć je tylko ona.
Makijaż ukrywa podkrążone oczy, które są skutkiem nieprzespanych nocy, przepłakanych chwil. Duże, ciemne okulary często zakrywają strach, który w nich można dostrzec. Lecz nie jest to strach o siebie, ale o dziecko. Że i jemu któregoś dnia się coś stanie…
Pod tą maską szczęśliwej Kobiety i matki, kryje się Kobieta pobita, przerażona, pełna lęku o każdy następny dzień, każdą kolejną chwilę, którą musi przeżyć z nim… Z Mężczyzną, którego nie zna. Który jest obcy, inny.
Sakramentalne „tak” przed Bogiem, swoje dziecko ma z osobą ciepłą, opiekuńczą i wrażliwą. Ale tamtej już nie ma. Zginęła. Umarła. Zawładnął nią demon, zło…
Wiele razy chciałaby uciec, spakować wszystko i odejść. Odnaleźć spokój. Dać ukojenie ciału. Zająć się tylko dzieckiem. Jemu poświęcić resztę swych dni… Ale coś ją powstrzymuje. Jakiś wewnętrzny głos, że w ciele tego demona, jest jej ukryta część, jej mąż.
Za każdym razem, gdy próbuje odejść, zamknąć za sobą drzwi przeszłości, powracają słowa małżeńskiej przysięgi złożonej przed Bogiem:
„Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.”
Obiecała, przysięgła przed Bogiem, przed zebranymi w kościele gośćmi. Nie może tego zerwać.
Musi walczyć. Dokończyć to, co zaczęła w dniu ślubu. Musi walczyć nie tylko o siebie i dziecko, ale także o swojego wrażliwego, opiekuńczego męża. O człowieka, którego pokochała, którego poślubiła. Musi walczyć przede wszystkim o Niego!
Doprowadzić do tego, żeby role, które grają wśród ludzi, stały się częścią ich życia. Stały się prawdą, realiami, kiedy są sami w domu ze swoim dzieckiem.