Pierwszy dzień.
Hm, nie taki straszny jak go malują? Jakoś tak. :)
Najpierw musiałam wstać strasznie wcześnie. :O Nie pytajcie jak wcześnie, bo o tej h zwykle przewracałam się na drugi bok. Następnie kawa, duuużo kawy, żeby doprowadzić się do stanu używalności^^. Potem dzida na autobus, prawie by mi uciekł, skubaniec. Nie ma to jak dobry początek dnia. Dotarłam na miejsce, poczekałam, aż koleżanka Iza wytłumaczy się z rozliczenia, nasłuchałam się czego mam nie robić i pojechałyśmy na plażę. Nie, nie opalać sie tylko na drugie stanowisko pracy. A tak wgl to pogody nie było plażę. :P Tam Iza oprowadziła mnie po całym terenie^^, pokazywała co i jak i komentowała. Poznałam pana Rysia, pania Gosię i panią Marysię, której mam unikać. :| Zajeebiście. Nie ma co. Następnie akcja "biuro", wypełnianie formularzy, jakiś zeszytów i wgl masy tabelek. :O I obsługa kasy fikalnej też. Zoonk! W między czasie przyszła klientka i musiałyśmy jej wytłumaczyć, że w kwotę jaką wpłaciła jest wliczona zapłata za prąd. Omg. A następnie kawa, plotki, kawa, plotki, kawa... I tak do 15.00. :)
15:30 wparowałam do zakładu pracy Atan-Szatan (wybacz, że zapomniałam o Twoim święcie moja ex pasierbico :* Z reszta nie tylko ja, bo Twój ojciec tez nie pamiętał :P). Szybko wyszłyśmy, na piwo i frytki, albo frytki i piwo. Zależy dla kogo co było priorytetem. xD Chwilę później byłyśmy znowu w zakłądzie pracy dzieciaka^^ i po niespeła godzinie spotkałyśmy Zbycha^^ :) Kolejne piwo, plotki, śmiechy, wygłupy, frajerzy... i do domu. :)
Ciekawe co mnie jutro czeka. Już przygotowałam sobie stos gazet i hektolitry kawy, żeby nie zasnąć, bo zostaję sama na próbę. :O
Ps. Odwiedziny z bro mile widzane. :)