Uwielbiam każdą chwilę z tych, które przeżywam ostatnio.
Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę miejscami brzmieć jak rozczulona i bezgranicznie zakochana nastolatka, która ma pierwszego chłopaka i naiwnie wierzy w miłość do końca życia. Ale dokładnie tak się czuję. Mimo tego, że jesteśmy razem już tyle czasu*, że nie poznaliśmy się wczoraj i spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę, wciąż czuję się jakbyśmy dopiero co się w sobie zakochali. Jakby każdy dzień miał w sobie to magiczne "odkyrwanie" siebie. I wciąż nie potrafię uwierzyć, że mogłam trafić na osobę tak do mnie dopasowaną.
Co z tego, że Twój uśmiech widziałam już setki razy - jeśli każdy kolejny bezgranicznie mnie uszczęśliwia. Co z tego, że smak Twoich ust znam już na pamięć, skoro za każdym razem rozkoszuję się w nich z coraz większą mocą. Jakie znaczenie ma fakt, że widzę Cię codziennie, jeśli bez tego widoku nie byłabym w stanie żyć. Niezależnie od tego, ile spędzamy ze sobą czasu, jak wiele wspólnie robimy i że naprawdę, wiem o Tobie tak wiele, zachwycasz mnie za każdym razem.
Nie ma w naszej relacji czegoś jak "przyzwyczajenie" czy "wygoda".
I to mnie tak niesamowicie uszczęśliwia - ta świadomość, że nie jesteśmy razem, bo tak nam pasuje i jest najłatwiej, że nie trwasz przy mnie tylko ze względu na mój powiększający się brzuszek, że nie chodzi tu o fakt, iż nie chcemy być sami i mieszkanie razem jest po prostu serią korzyści.
Jestem niesamowicie szczęśliwa, bo wiem że Ty i ja jesteśmy połączeni czymś więcej, jak tylko poczuciem obowiązku. Ogromną i bezgraniczną miłością.
* - i jeśli ktoś mi jeszcze raz powie, że magia związku mija po 3 czy 6 miesiącach, albo po zamieszkaniu razem, zacznę się zwyczajnie śmiać :).