Wiele razy w życiu byłam i bywałam już szczęśliwa.
Chwilowe zachwyty, radości z realizacji postanowień, szczęście z miłości, obecności innych osób. Pamiętam swoją radość, gdy dowiedziałam się, że będę mieć braciszka, jak to było dawno temu... Albo jak z Małym Asyżem wygraliśmy nasz pierwszy festiwal. Całkowita ekscytacja! Pamiętam, jak skakałam z radości, że dostałam się do trzynastki. Tak, to było moim ogromnym marzeniem, zdecydowanie... (w tym miejscu pozdrawiam wszystkich z byłej klasy !) Co jeszcze? Kiedy wygrałam wybory i zostałam przewodniczącą tej szkoły, po wygraniu konkursu Wyborczej na gazetę (nieprzespane noce, mnóstwo pracy i ogromna satysfakcja), kiedy nauczyłam się grać na pianinie mojego ukochanego utworu Yirumy, po tym jak zaliczyłam historię w drugiej klasie (było ciężko!), byłam szczęśliwa skreślając kolejne punkty z listy marzeń, kiedy mój sms został przeczytany na antenie radia, po pobiciu swojego rekordu w pracy i podpisaniu 6 umów jednego dnia (to jeszcze słuchawka, więc wynik świetny!), po występie z moim już niestety byłym chórkiem, w Wielki Czwartek - tak, tamta radość na zawsze zostanie mi w pamięci. Również, gdy dowiedziałam się, że zamieszkam z moim Karolkiem. I dzień, w którym mi się oświadczył...
Ale nic, kompletnie nic z całej tej listy i wszystkie te rzeczy razem wzięte, żadna radość i szczęście, któe czułam do tej pory nie mogą równać się z chwilą, którą odczuwałam wczoraj w pracy. Żadne szczęście nie dorównuje uczuciu, kiedy po raz pierwszy odczuwasz w brzuszku ruch swojego maleństwa!
Chociaż z drugiej strony wiem, że kiedy już to maleństwo wezmę w ramiona, tego uczucia też z niczym nie porównam...