mój przeze mnie obklejony zeszyt, symbol semestru, z którym miałam nie opuścić żadnych zajęć i robić notatki ze wszystkiego, wszystkiego, bardziej wszystkiego, niż kiedykolwiek można sobie było obiecywać. wyszło jak wyszło, a raczej nie wyszło, ale i tak chyba jest lepiej, niż bywało.
chciałabym być wszystkim ("as warm as the sun, as silly as a fu, as cool as a tree, as scary as the sea, as hot as fire, cold as ice, sweet as sugar..."). a potem budzi się we mnie Dali i mówi mi to, co zawsze mówi Dali: że przecież być sobą, najtrudniej, najlepiej, najwynioślej - takie pieprzenie, niby każdy wie, każdy powtarza, ale jak już przychodzi co do czego, to zamiast zacząć robić coś, żeby bycie sobą równoważyło się z byiem kimś więcej niż "tylko sobą", to zamiast się ruszyć, ruszyć głową, poczytać, gdzieś wyjść - klikam na żółtą ikonkę z fejsbukowymi grami i zbijam piłeczką patyczki, albo układam bierki, żeby w końcu być lepszą niż M. Tak, nawet w głupie bierki mi nie idzie, czas pogodnić się z tym, że ta dziedzina życia ma już swojego mistrza.
przeczytałam Czarną Wiewiórkę - znów włączyła mi się mania wyższości kobiet nad mężczyznami. to nie zdrowo, wszak nie tego uczył nas Bordieu [Bordieu był mężczyzną, nie pofatygował się nawet, by przeczytać Czarną Wiewiórkę, tworzac swoje "habitusy" nie miał pojęcia, że kobiety to wszystko sobie przemyślały, że to wcale nie tak i że tylko, po prostu, większość tych kobiet o tym wszystkim nie wie], to nie zdrowo, bo teraz mi się wydaje, że Kartograf nie wiedział, co robiła Wanda.
______________________________________
Co ona robi? Produkuje firanki. Wiesz, na duszę.
Myśli, że przez nie nie widać, co jest w środku,
ale to bzdura. Wystarczy, że przyjdzie wieczór,
w środku zapali światło, a z zewnątrz można
zobaczyć wszystko. Można, ale nie polecam.
Odradzam po prostu. Są takie rzeczy, których
lepiej nie wiedziec o bliskich ci ludziach. To
pozwala nie patrzeć na nich przez pryzmat
tworzących się w głowie uprzedzeń.