Kolejny etap w moim życiu.
Mam teraz trochę czasu w pracy i spróbuje wznowić pisanie, po prawie 2 latach.
Chciałabym, żeby dzieci miały co czytać. Bo z wpisów na facebooku to za duzo mądrych rzeczy się nie dowiedzą.
Miesiąc temu szukając takiego jednego swetra po mojej mamie znalazłam jej pamietnik. Nie uwierzyłam, gdy zobaczyłam że był pisany w latach 1987-1991 czyli akurat w okresie urodzin Przemka, moich i Łukasza. Czytałam i ryczałam, smiałam się i byłam szczesliwa, że mogę dowiedzieć się jak to wszystko było. Oczywiście rozmawiałam z rodzicami o tych czasach i sami często wspominali różne historie np.: -"jak Przemek był mały to wyrzucił wszystkie ubrania z szafki i tak się zmęczył, że w nich zasnął". To jednak zupełnie co innego czytać na bierząco, wiedziec co czuła mama, jakie mieli problemy w tamtych czasach kiedy cukier kosztował kilka tysięcy!
Obronę pracy magisterskiej miałam w środę 19 listopada o 8:40.
Budzik nastawiłam na 6:00 żeby jeszcze przeczytać raz pytania ze specjalizacji. Cała pula pytań to było 30 ogólnych i 20 specjalizacyjnych i losowało się po jednym, a dodatkowo były pytania od komisji.
Niestety pech chciał, że budzik nie zadzwonił, przebudziłam się o 7:20, a autobus miałam o 7:39. Na szczeście mieszkam teraz z Nino i wpadłam do jej pokoju jak poparzona, oznajmiłam fakty i pobiegłam się kapać. Nino w tym czasie sprawdziła mi autobus, zrobiła kanapkę na droge i spakowała prezenty dla promotorki i recenzentki. Wysuszyłam włosy na dwie suszarki i ubierając się w biegu dotarłam na przystanek i akurat podjechał autobus!
napisałam Nino, że zdąrzyłam, na co ona, że teraz to już będzie z górki!
Niestety okazało się dosłownie z górki, bo uswiadomiłam sobie, że wsiadłam w autobus jadacy w przeciwnym kierunku, czyli w stronę górki Szczęśliwickiej, a nie Sadyby! Nie wiem jakim cudem to zrobiłam. W sumie wiem stres, pospiech, akurat podjechał ten autobus, a ja rzadko nim jeźdże, bo do pracy zawsze tramwajami. No i klops czas skurczył mi się tak samo jak żoładek w tym momencie. Biegłam na przystanek w przeciwnym kierunku, potem biegłam na kolejny przystanek tramwajowy, potem biegłam do metra, wybiegłam z metra i biegłam na kolejny przystanek i wybiła 8:40 a mi do mety brakowało 2 przystanków. Zadzwoniłam do pani promotor, żeby zapytac jak wyglada sytuacja na miejscu, czy jest może jakieś małe opóźnienie i mam szanse zdąrzyć. A ona na to: -"niech pani BIEGNIE!" hmm no coż dobry pomysł...
Zdąrzyłam akurat wyszedł Wojtek z ogłoszenia wyników i weszłam ja (domalowałam się i uczesałam na któryms przystanku po drodze) Potem to juz faktycznie było z górki.
5 z obrony i 5 na dyplomie.
Dzień później budzik nie zadzwonił mi przed pracą. Na szczescie przebudziłam się jakoś sama. Okazało się, że miałam ustawiony tryb "spotkanie" i w moim cudownym prestigio w tym stanie budzik nie dzwoni, nic zero nawet wibracji. Także tego.