Pierwsze z sesji balonowej :).
Po pierwsze: dziś w miarę krótko (znów), dodaję fotkę i zaraz lecę gdzieś, coś, z kimś. Chyba.
Po drugie: fotoblog bardzo niszczy jakość, dawno nie miałam lustrzankowych zdjęć, więc zdążyłam już o tym zapomnieć. Chociaż, porównując do jakości na instagramie, to ta tu jest naprawdę niezła.
Po trzecie: TAK! Doczekałam się sesji z Agą, z czarnymi balonami, planowanej od prawie roku (możliwe, że part2 "Balonowej" w zimie, gdy spadnie śnieg). Mamy ponad 500 zdjęć, z czego na pewno sporo nada się do sprezentowania na fbl/fcb/instagramie.
Po czwarte: TAK!!! Udało się pójść w góry w tym sezonie! Ze wczorajszego wypadu mam zdjęcia z 2 telefonów i aparatu, niektóre naprawdę ładne. Ogólnie rzecz biorąc mam teraz tyle zdjęć, że wystarczy mi ich na co najmniej pół roku. A co do wczoraj, to pierwsze Morskie Oko, tam śniadanie na ławce z widokiem na Mięguszowieckie, Cubrynę, Mnicha itd - wiadomo. Potem przejście przez Świstówkę, przepiękne widoki, słońce, chmurki przepływające po turniach, po drugiej stronie Dolina Pięciu Stawów, super widok na Orlą Perć i... no tak, kocham to. W schronisku w Piątce zaraz po 12 (!!!) i Młody się uparł na Kozi Wierch. I tak, pomimo mojej kontuzjowanej nogi (stabilizator przestał pomagać, jestem przerażona i załamana) i paru innych przeszkód, wtargaliśmy na wspomniany szczyt (ja trochę bardziej na grań z prawej, bo ostatnia półka dała mi w kość ostatecznie, ale uważam, że się liczy). 2291 m.n.p.m., najwyższy szczyt położony w całości w PL. Jestem z siebie dumna, że dałam radę mimo wszystko i zwłaszcza że pod koniec tak się uparłam. Zejście pełne emocji, niestety głównie tych złych, ale trudno, było, minęło. W domu z powrotem po 22. Obolali, wykończeni.
Po piąte: miało być krótko, a nie było. Uciekam!
Life is awesome, I confess,
What I do, I do best.
You got nothing,
I got tested
And I'm best, yes.