Tak po prawdzie mówiąc to polubiłem swój tryb życia. Polubiłem to codzienne wstawanie z niechęcią do dalszego trwania, polubiłam za mocne kawy, zepsuty ekspress oraz rozgotowane zupki z paczek, które służyły mi za codzienne dania. Moje nałogowe palenie papierosów które doprowadziło do tego że nawet świeże pranie pachniało jak malboro, przestało mi przeszkadzać.
Da się tak żyć. Można to nazwać życiem. Można powiedzieć że się żyje.
ŻYJĘ.
Nie chce już umierać, to pędzenie do ostatniego tchu, zaczynało powodować że moja egzystencja wydaje się nie mieć końca. Wszytsko przez to że miałem tylko jeden monotonny cel. Umrzeć. W jakikolwiek sposób. Wykruszyć się emocjonalnie, zabić swoją psychikę i do końca sowich dni wpatrywać się w biały pustostan, który dopiero niedawno urządziłem w pełni.
Lubie twój zapach perfum, wymieszany z moimi papierosami.
Tworzymy na swój sposób miłosny burdel.