zmieniam się. wiem że się zmieniam. czy na dobre? czy na złe? sama niewiem. wczoraj powiedzmy miałam fajną rozmowę z przyjaciółkami. fajną. taką że aż się rozpłakałam. czy było to mi potrzebne? niewiem. czy dotarło coś do mnie? niewiem. jedyne co w tamtym momencie czułam, to było to, że nie potrafią się cieszyć moim szczęściem.. może potrzebna mi jest zmiana? może każdy powienień się zmieniać. a może to się dzieje bez naszej wiedzy.
każdy dorasta tak? zaczyna rozumieć pewne rzeczy coraz lepiej z wiekiem. chcecie tego? mogę sie przyznac bez bicia. nie potrafię być sama. poprostu nie potrafie. i szczerze? gdybym miała przyjaciółke, która by mieszkała na moim osiedlu, nie potrzebowała bym nikogo innego. nie musiała bym być taka jaka jestem, czyli niewiem jak chcecie to nazwać, flirciara. cokolwiek. tak zmieniam chłopaków jak rękawiczki. tak wiem że to robie. bardzo dobrze wiem, ale czy moge na to coś poradzić? nie.. i to jest ten minus. wiem że skrzywdziłam ostatnio kolege.. i naprawdę czuje się podle. tak szczerze to sie nigdy tak nie czułam po zerwaniu z kimś. sama wiem jak to jest zostać zranionym, mimo tego sama ranie. to nie jest to, że nie czuję empatii. ja inaczej nie potrafię. brzmi głupio nie?
doszłam do jednego wniosku. może nie jestem inna, taka za jaką siebie uważam? może jestem taka sama, jak każda inna suka. zimna suka bez serca. zimna suka bez uczuć.