Cień zbliżał się z ogromną prędkością i rósł w oczach. Te skrzydła, ogon, szpony i krzywy tor lotu sprawił, że od razu go poznałam...
Smok... Ta zdradliwa bestia znów na horyzoncie...
Zrobiłam to co robiłam najlepiej, postanowiłam to wykorzystać, szczególnie, że dziwnym trafem leciał w stronę przeciwną do zamku. Doskonale wiedziałam co smoki lubią najbardziej, ale tym razem uznałam, iż dam mu troszkę mniej... Stosując klasyczny podryw na autostop sprowadziłam go na ziemię, chyba dość brutalnie, bo gdy mnie rozpoznał oczy stały się wielkie jak dwa spodki latające. Przez całą drogę powrotną tłumaczył mi się ze swej nieobecności, ale jak wiadomo ludzie i smoki mówią z prędkością dźwięku, ale ten zdrajca leciał z ponadźwiękową więc wszelkie smocze wymówki okazały się bezsensowne...
Policzymy się w zamku...