Obudziłam się rano pełna puszystej lekkości i przekonania, że wszystko jakoś się ułoży - samo. Zabrałam z ziemi parasolkę, na której, jak powszechnie wiadomo, przylatują na sabat czarownice. Powietrze było rzeźkie, świat chłodny, ale przyjemny. Niczego więcej nie było mi trzeba oprócz podniebnego spaceru.
Rozłożyłam mój koronkowy pojazd, popatrzylam chwilę w horyzont i... skoczyłam w przepaść...
Bziuum...