Wszystko wróciło do normy i wszystko było jak zawsze, a ja jak zwykle olśniona własnym intelektem poznałam, iż jest to dobre dla Świata. Świat niestety uznał inaczej...
Następnego dnia obudziłam się z dziwnym uczuciem... Poczułam, że zmarzła mi twarz, a ciepły oddech skraplający się i zamarzający na baldachimie mego łoża utworzył urocze stadko półtorametrowej długości stalaktytów.
Za oknem było biało, a Nykusie wzbudzając postrach wśród zaskoczonych wron i kruków, przemoczone na wskroś, ze zdziwieniem i rosnącym przerażeniem patrzyły na białą istotę z czerwonym nosem, która... nie uciekała z piskiem jak wszyscy, ale stała w milczeniu i z wyższością wpatrywała się w nich czarnymi jak węgiel oczami.
Musiałam wybiec, by zapędzić je jak gąski do domu...