Ze Słońcem poszło łatwiej niż się tego spodziewałam. Przy okazji doznałam jeszcze głębokiego oświecenia, ale do rzeczy... Znów wszystko kręciło się wokół mnie.
Świat wrócił do naturalnego stanu co zauważyłam od razu, a tuż po dotarciu do zamku udało mi się nawet odczuć to na własnej skórze.
Od niechcenia wskazałam jednego z książąt, który miał najładniejszy zadziorek nad niebieskimi oczętami i zaczęło się.
Nykusie domagały się uwagi układając moje włosy w drodze do sali reprezentacyjnej. W kolejce ustawiali się krawcowie, kucharze, dekoratorzy, jubilerzy, aktorzy, muzycy i cała reszta, która była pozornie niepotrzebna, a ich powołania nie mogłam zrozumieć. W każdym bądź razie byli tu po to, by wszystko było tak jak to zaplanuję.
Krzyki, nawoływania, śmiechy, kłótnie, śpiewy i ogólne zamieszanie. Nawet Smok bezskutecznie usiłował przebić się do mnie przez ten cały gwar, który zaczynał mi się podobać.
Świat jest taki prosty... wystarczy poprzesuwać planety i gwiazdy by wszystko się ułożyło...