Po kilku minutach, które okazały się godzinami, ocknęłam się z sennego zamyślenia. Rozejrzałam się uważnie. Świat wyglądał jakoś inaczej i powoli skrywał go mrok nocy, która ani taka brzydka, ani też piękna nie była. Znajdowałam się na ogromnych pastwiskach, a przede mną wznosiły się wrogie szczyty gór. Obok stała kapliczka, przed którą klęczała krowa... To napewno nie była droga do zamku...
Po jakimś czasie szponiasta łapka rozczapierzyła się i ziewający łepek jednego z Nykusiów wysunął się spod mej chusty. No tak... Zaufaj smokom, a one zaufają Tobie. Tylko dlaczego w momencie kiedy ja ufam im i...
Ach, nieważne.
Teraz naistotniejszą sprawą stało się odnalezienie drogi powrotnej.