Krzyżanowicka Questa, sprzed jakichś 3 miesięcy
Wczoraj miała pierwszy trening skokowy od paru ładnych miesięcy, jeśli nie roku. Nie pode mną, bo nic dobrego pewnie by z tego nie wyszło, ale pod bardzo dobrym jeźdźcem. I to co się działo przeszło moje oczekiwania Strasznie miło było usłyszeć tyle komplementów na temat własnego konia. Będących zaprzeczeniem tego, jak postrzegana była przed kontuzją. Padły słowa: myśląca, uważna, mądra, ale najczęściej powtarzało się po prostu "zajebista"
Usłyszałam, że jak na 6-latkę ma tak równy rytm w galopie, że mogłaby iść parkur 130. Strasznie się tym podbudowałam, chyba naprawdę potrzebowałam usłyszeć to od dobrego jeźdźca, na dodatek skoczka. Wiem już co poprawić, jak to zrobić. Mogłam zadać wszystkie nurtujące mnie pytania.
Bałam się, że będzie odmawiać, kombinować, jak to ona. Nic z tych rzeczy. Spłynęła tylko na przeszkodzie z podmurówką, którą miała skakać pierwszy raz w życiu. Bez problemu pokonała samą podmurówkę, a potem całą przeszkodę. Bez kombinowania, zająknięcia. Bez brykania po przeszkodzie. Ża każdym razem lądując na tę nogę, na którą chciał lądować jeździec. Oddawała fajne skoki, poprawne technicznie, nie zrzuciła nic, podczas gdy w Krzyżanowicach rypała w drągi nagminnie. Może gloryfikuję swojego konia, ale do Wiszni przyjechało ze mną zupełnie inne zwierzę. Które gdy o to poprosisz, odda całe swoje wielkie serce. Czas naprawdę rozpocząć nowy rozdział w życiu.