To takie zabwane. Masz tylu znajomych, przyjaciół, chłopaka. A kiedy myślisz, że zaraz umrzesz w domu, bo od tygodnia nie masz co ze sobą zrobić, oni wszyscy wyjechali na wakacje.
Myślałam, że będąc z kimś nie można czuć się samotnym. Bo każdy pomysł, ktory rodzi się w głowie może być od razu zrealizowany. A mam ich pełno. Tylko nie ma obok mnie osoby, z którą mogłabym je zrealizować. Samotność, gdzie nie powinno jej być, jeszcze bardziej dobija. Powiedziałabym, że związek na odległość jest trudny, dziwny, smutny. Teraz tak. Na początku widzialabym tylko te pozytywne strony, pełna nadzei i miłości. Co te hormony robią z naszym mózgiem :) Albo po prostu teraz bardzo brakuje mi dopaminy.
Próbowałam się uczyć. Czytać o manipulacji, łączeniu wiary z rozumem, sięgać po lektury, które przydadzą mi się w roku akademickim. Jednak nawet jeśli coś jest Twoją pasją, musisz od tego odpocząć. Przeczytałam jedną w pełni: "Psychiatra Boga." Polecam wszystkim. Wierzącym, niewierzącym, poszukującym, ale na pewno nie polecam konserwatystom i ludziom z brakiem luzu ;)
Lektury z psychologii odrzuciłam na półkę i płynę w "Kulminacjach" J.L. Wiśniewskiego. Dostałam dedyk, muszę docenić tę książkę teraz za wnętrzę. Już doceniam. Uwielbiam jego pióro, które pomaga mi zapomnieć o czasie, który płynie w chwilach przewracania przeze mnie kartek.
Nadal nie wiem co ze sobą zrobić. Zaczeło podobać mi się wstawanie o świcie. Chciałabym mieć dokąd wtedy wyruszyć. Zrezygnowałam z pielgrzymki... nadal nie wiem czy dobrze. Choć wiem, że w domu będę trochę potrzebna, gubie siebie, gubie dla siebie miejsce. Może ktoś chce ratować? Chociaż jednym pomysłem.
Użytkownik freckly
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.