"W tym kraju pijesz, gdy się cieszysz, pijesz, gdy jesteś smutny. Ludzie zmienili miłość do życia na miłość do wódki."
tak w sumie to patrząc wstecz czuję do siebie jakieś tam obrzydzenie. Jakieś tam, ale obrzydzenie. Wiadomo, że wszystko jest dla ludzi, ale bez przegięć. Ja swoje przeszłam i jakoś doszłam do wniosku, że to bez sensu nawalić się jak świniak i później żałować, że coś zrobiło się nie tak. Dlatego dziwię się niektórym osobom, które nie wyobrażają sobie imprezy bez zajebania dupska i nie pamiętania kilku wydarzeń. Może nawet więcej niż kilku. Rozumiem wypić sobie w swoim zajebistym towarzystwie ileś tam kieliszków dla śmiechu i hihu, albo 3-4 piwa dla smaku. Nie rozumiem za to tego, jak dziewczyny (często te porządne ;)) chleją i chleją a później rzygają i cierpią. Po co to? Marne wytłumaczenie jakiegokolwiek czynu: "bo byłam pijana". Ale ej. Jasne, że nie chodzi mi o to, że jaka to ja jestem zaaaajeeebista, bo nie wale wódy do upadłego. Nie chodzi mi też o to, że ja będę was pouczać. Same do tego dojdziecie ;) trochę więcej umiaru, bo na pewno nie jednego człowieka ogarnia wewnętrzny żal widok 17-letniej dziewczyny (która w szkole jest dobrą uczennicą) wywalającej się, klącej i całującej na przykład z jakimś chłopaczkiem, który nawet jej się nie podoba. Jak dla mnie to ta "zabawa" w wódę się skończyła. Więcej szkód niż pożytku zawsze. Bawi cię wirujący świat? Bawi cię, gdy czujesz, że już nie możesz? Gdy zasypiasz na imprezie? Gdy leżysz gdzieś, gdzie nie powinnaś? Że przelizałaś tego czy tamtą? Spróbowałam, zobaczyłam, trochę mnie to bawiło. Już przestało. Fajnie by było, gdyby choć garstka ludzi się ogarnęła. "inni piją, to co ja nie będę pić?!" - no tego komentować chyba nie muszę.
Napisałam to, bo siedzę sama i nie mam do kogo gadać, a jakoś mi to siedziało w głowie.
czy wracam tu na dobre? Nie raczej nie ;) wnerwia mnie, że tu piszę, ale co tam. To tylko chwila. A może komuś wbije coś do rozumu (na pewno! :D)
do następnej.
callie ;)