Moja głowa to mój własny, prywatny oddział zamknięty.
Przez lata niemożności ulokowania moich uczuć w kimkolwiek lub czymkolwiek, po tak długim czasie w którym nie mogłam znaleźć sobie miejsca,
opracowałam mój prywatny system obronny i najgorsze jest to, że jestem z niego cholernie dumna,
nie umiem funkcjonować inaczej, niż odsuwać od siebie wszystkich mężczyzn.
Oni odejdą widząc moją obojętność, przepełnioną udawaną samodzielnością. A gdy widzę, jak opuszczeni przeze mnie próbują przymilać się do innych kobiet - nic nie wyprowadzi mnie z przekonania, że jestem górą.
Odeszłam, wciąż niedostępna - wiecznie niedostępna, niespełnione marzenie.
Z podniesionym czołem, nie czując żadnych drgań w okolicach splotu słonecznego, swobodnie pozwalam odchodzić tym, którym nie okazałam żadnych moich uczuć. A wiele razy były prawdziwe, lecz przemilczane.
Lecz nie mogę znieść opuszczenia mnie przez ludzi, którym ukazałam chociaż skrawek siebie. Powierzony sekret,
lub dotyk mojej dłoni,
lub godziny na spacerach.
Nie jestem niezastąpiona i dobrze to wiem, moja samotność czasem boli mnie tak, że nie jestem w stanie wyciągnąć słów z tego cierpienia -
lecz zniosę dzielnie każdy ból, który zadaję sobie sama.
Ale nie jestem w stanie znieść małego zadraśnięcia zadanego mi przez drugą osobę.
Nie wolno im, nie mają prawa. Jestem eksponatem w muzeum.