Chyba potrzebuję tej obsesji jaką bywa dla mnie photoblog... Zdecydowanie. :)
Walczę z wagą wciąż, chudnę po 6 kg, tyję po 3, chudnę 2 i tyję 2, rollercoaster non stop.
Od końca wakacji do początku października schudłam 6,5 kg, potem znalazłam wymówkę, jaką były egzaminy, aby odpuścić dietę i jutro znów zamierzam skopać sobie samej dupę na treningu.
Czy wy też macie lub miałyście tak, że jedna osoba - a właściwie wasze wyobrażenie o niej i wspomnienia - prześladowały was przez niebotycznie długi czas?
I niby jesteście super twarde i żyjecie bez niego normalnie, i on bez was na pewno też, ale wciąż pozostaje wam gdzieś na dnie głowy jego imię. Jakby jego widmo, które podąża za wami wszędzie, gdzie pójdziecie.
I on o tym nie wie, ale wasze głowy sprawiają, że jest on obecny w każdej chwili waszego życia. Bo tak naprawdę pomimo tego że mieszkacie w jednym pieprzonym mieście, czujesz, jakby on był na końcu świata, bo nigdy nie możecie się spotkać, nawet przypadkiem wpaść na siebie w autobusie.
I jest tak, jak przepowiedziała mi dokładnie dwa lata temu durna wróżka Basia w zatłoczonym pubie w Halloween - nie spotkaliśmy się nigdy więcej, i tylko zawsze, rutynowo myślałam o nim przed zaśnięciem, aż tu nagle, dziś, niespodziewanie - lajknął mi coś pierwszy raz od stu lat na facebooku, to przecież nic, ale moja szalona głowa nie daje mi o tym zapomnieć.
Śmieszne, a moi znajomi uważają mnie za absolutną ekspertkę w sprawach damsko-męskich, z sercem twardym jak kamień którego powierzchni nie można nawet lekko drasnąć.
Cóż...
When a heart is broken, there's nothing to break.