Jejku, nie mogę w to uwierzyć, że ten rok się skończył. Że tak naprawdę ten fantastyczny rok 2011 mam za sobą a teraz tylko pozostają nowe przeżycia i wogóle w 2012 roku. W tym ubiegłym roku, nie miałam łatwo, nie zawsze. Raz pod górkę, raz z górki. Po śmierci Dylan'a razem z rodzinką nie mogliśmy się podnieść i byliśmy sami dla nas. Od nokogo nie potrzebowaliśmy pomocy, od nikogo nie chceliśmy nic.. Ale potem wszystko się zmieniło, powrót tutaj do LA, znowu jest wszystko na swoim miejscu. A co do wczorajszego sylwestra, to naprawdę, kiedy słyszałam z ust moich przyjaciółek słowa '10,9,8,7,6,5,4,3,2,1' w moich oczach pojawiło się mnóstwo łez i dosłownie jak wszyscy krzyknęli to wymarzone '1' rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka. Dziewczyny chyba wiedziały o co chodzi, bo jedynie mnie przytuliły i powiedziały, że zawsze i na zawsze są ze mną i przy mnie. I właśnie dlatego czuję, że żyję..
OD AUTORKI:
przepraszam za to..