Oczami Moritza
Jechaliśmy do Lucasa, gdy nagle na skrzyżowaniu uderzył w nas samochód. Straciłem przytomność. Obudziłem się w szpitalu. Leżałem na łóżku podpięty do szpitalnej aparatury. Ciągle słyszałem ten denerwujący dźwięk. Sala była pusta. Chciałem się podnieść, ale poczułem przeszywający ból w prawej nodze. Na stoliku przy łóżku zobaczyłem duży czerwony przycisk. Nacisnąłem go bez zastanowienia i po chwili w mojej sali pojawił się lekarz.
- Widzę, że pan się obudził. Jak się pan czuje?
- Strasznie boli mnie prawa noga. - odpowiedziałem.
- Nic dziwnego, jest złamana w dwóch miejscach.
- Cholera, dopiero wyleczyłem kontuzję.
- Przykro mi to mówić, ale są małe szanse, że pan jeszcze kiedykolwiek wejdzie na boisko.
- Ale jak to? To niemożliwe.
- Niestety. To bardzo poważne złamanie.
- A proszę mi powiedzieć co z dziewczyną która ze mną jechała? Wszystko z nią w porządku?
- Pani Bree Johnson.
- Zgadza się. Mogę ją zobaczyć.
- NIestety, pani Johnson nie przeżyła tego wypadku. - powiedział mężczyzna i opuścił salę.
Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Bree nie żyje. Moja Bree nie żyje. Serce mi pękło. Zacząłem płakać. Czułem pustkę tak ogromną, że nie potrafię jej opisać. Nie ma jej. Odeszła. Odeszła i zabrała połowę mojego serca. Teraz nic już nie będzie takie samo. Po dwóch tygodniach wyszedłem ze szpitala bez większej chęci do życia. Bez niej ono nie miało sensu. Była miłością mojego życia. A czym jest życie bez miłości?
____________________________________________________________
I to właśnie jest koniec.
Jak się podobało opowiadanie?
Chcielibyście kolejne?
Użytkownik footballstory
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.