codziennie chodzę na lekcje życia, a dalej nie wiem jak to robić. uczę się pewniej stawiać kroki i oddychać głębiej, ale jest milion rzeczy, które mi w tym przeszkadzają i już teraz wiem, że tak naprawdę nic się nie liczy, nic nie zależy ode mnie. straciłam coś, co było mi bliskie, straciłam tyle ludzi, bo myślałam, że ich brak pomoże mi odnaleźć siebie, ale ja dalej jestem pusta w środku, reasumując nie mam już nic oprócz kilku skrawków sukienki uszytej z miłości Mamy. i gdyby tak pewnego dnia lekarz mi powiedział pali pani za dużo papierosów, pojawił się w pani płucach zwierzaczek nieboraczek to nawet nie wzruszyłabym ramionami tylko zjadła loda, poszła na łąkę, a tam poczytała wiersze Poświatowskiej, w których schowałabym listy do mojej nienarodzonej córki i do tych, których kocham bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
nie umiem się żegnać, zawsze wychodzę bez słowa.