Oszukał mnie. Zdradził mnie. A ja jestem na tyle samotna, zagubiona i słaba ; wystarczyło jedno jego spojrzenie. Jedno jego załamanie głosu. By móc rzucić się w ramiona i powiedzieć, że jakoś to będzie. Że wybaczam. Że nic się nie stało.
Nie bądźcie na mnie źli. Nie wstydźcie się za mnie.
Chwytam się brzytwy choć bardzo boli.
Powiedziałam mu o wiele za mało a O wiele za dużo zostawiłam w środku siebie. Jak zawsze. Milion uczuć skrywanych w głębi. Myślę, że Panowi z Góry nie wystarczy rok, by wysłuchać moich męczarni.
Co jeśli nic się nie zmieni? Co jeśli do naszego końca będę rozmyślać?
Trzy lata temu myślałam, że wszystko się zmieni.
Owszem.
Zmienilo się bardzo dużo. Ale ja nadal w depresji. I to może nawet głębszej.
Myślałam, że mi pomoże. A tymczasem sprawił, że czuję się beznadziejnie. Nieatrakcyjnie. Nieznośnie. Chujowo. Źle. Strasznie. Samobójczo.
Ale nadal kocham te gwiazdy. Nigdy nie przestanę. To jest moja konstelacja. Nie odpuszczę.