""
"Para! Para!"
... aż tu nagle wjechał na jakiś kamień przykryty masą błota. Podskoczyłem, niemiłosiernie uderzając głową w dach jeepa, którym pokonywałem ostatni, jakże trudny fragment tej błotnistej drogi, w jakiejś szarej, smutnej dżungli mojego życia. Jeszcze trochę, a będę na miejscu. Jeszcze trochę, a zmienię formę. Przesiądę się na łódkę i pod pełnymi żaglami podpłynę na wody mojego spełnienia.
Jednak wcześniej, zanim dotrę nad tę wodę spakuję plecak, wezmę arafatkę, aparat i z pełnym optymizmem wyruszę w podróż wraz z mymi przyjaciółmi. Pewnego dnia dotrzemy do Madrytu, spokojnie odczekamy te 6h na samolot Cubana de Aviación, w którym to zacnie uraczą nas rumem z limonem, bo lodu już nie będą mieli, po czym wylądujemy w Santiago de Cuba. W ostatniej chwili zdążymy na jedyny pociąg do Camagüey, gdzie wykapiemy się w ciepłej wodzie karaibskiego wybrzeża, a później, na plaży przy ognisku i kubańskich rytmach wypijemy raz po raz Cuba Libre. Następnego dnia, w Meksyku będziemy jeść na biegu tacos, takie pikantne, popijane świeżym, dopiero co wyciśniętym sokiem z pomarańczy. W końcu za 5 h mamy być w Belize. Pełni radości, satysfakcji i .. zmęczenia, uśniemy na plaży, taaak kolejna noc na ciepłej karaibskiej plaży...
...i znowu, obudził nas ten szum morza i woda, która zmoczyła nam stopy. Czas się ogarnąć.. Jedziemy do Panamy! Tam nielegalnie przekroczymy w dżungli granicę z Kolumbią, uciekając najszybciej jak się da do Ekwadoru. Jeszcze spory zapas Yerby i ruszamy w dżunglę, a tam?
Tam.. obmyję się w czystym, ciepłym wodospadzie. Obmyję swoje ciało, wyszoruję dokładnie swoje życie, nawilżę nim moją wysuszoną duszę, oddam się tej wolności, najczystszej naturze. Całymi dniami będę wylegiwał się na hamaku w indiańskiej wiosce, czytając książki zmuszające do myślenia.
Wiem, że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym założę swoją dishdashę, nakryję głowę kefiją i agalem, wejdę do meczetu. Obmyję się. Usiądę w sali modlitw. Skieruję swoją twarz ku Mekkce i zadam sobie pytanie: co ja do cholery tu robię? .. a następnego dnia będę siedział wieczorem w jednym z La Salsa Club nad samym morzem Maracay w Wenezueli, popijając koktajl bananowy. Całkowicie wyluzowany. Zapatrzony w ciepłe karaibskie wybrzeża. Z biletem Air Fiji na za miesiąc i $500 w kieszeni. Ponad 12 tysięcy kilometrów od Polski, uświadomię się, że wyjeżdżając zrobiłem najlepszą rzecz jaką tylko mogłem zrobić. Nie muszę się martwić o pracę, ani jak oszukać fiskusa. Ani słuchać kto kogo oszukał, zdradził. Odnalazłem cel i radość mojego życia.
Wiem, że nadejdzie taki moment, kiedy pójdę z el padre na poranny połów ryb na Orinoco. Później sprzedamy je na pobliskim targowisku, usiądziemy z butelką piwa na plaży mocząc nogi w morzu. I tak jak za młodu, el padre wykorzysta swój bagaż doświadczeń i powie mi kolejny raz, jak być szczęśliwym, jak kochać i iść właściwą drogą. Bez krytyki, braku wiary, powątpiewania. Ale pełen dumy, ufności i radości, doceni entuzjazm i determinacje życia, którą przed laty w siebie wlałem. Aż wreście udam się do Wenezueli, zaproszę moich compańeros. Wieczorową porą, rozpalimy wielkie ognisko na plaży, nieopodal mojej restauracji. I do białego rana będziemy świętować jej otwarcie.
Kiedyś wspomnę ten dzień z początku 2010 roku, kiedy to rozpocząłem nowy etap mojego życia. Kiedy całe swoje życie oddałem moim marzeniom. Wówczas z rozpierającą mnie dumą stwierdzę, że warto było, że niczego nie żałuje.
Wiem, też że pewnego dnia przyjadę do Polski, tak turystycznie, na chwilę. Na paragwajskim paszporcie, kupionym za $50 od celnika na granicy. Zbiorę wszystkich ludzi, którzy w pewien sposób odegrali w moim życiu pewną rolę i powiem: "Słuchajcie, spotkaliśmy się 30 lat temu, kawał drogi przeszliśmy... każdy z nas.. z osobna. Razem trochę mniej.. aleee wystarczająco dużo by móc powiedzieć ile z tego wszystkiego zrozumieliśmy i na ile odnaleźliśmy radość życia". Ja z uśmiechem na twarzy stwierdzę, że odnalazłem radość i miłość mojego życia. Cały świat zwiedziłem. Marzenia zrealizowałem. Pomimo, że kiedyś ktoś mi powiedział, że "decyduje się być menelem i to jakimś nawiedzonym, bo zamierzam chodzić i udawać Jezusa" .. W Kambodży też byłem.. fajnie było.""