Shit happens.
Jakoś mi tak źle dzisiaj.. Chyba wolałam te poniedziałki, kiedy mieliśmy po 5 lekcji. A jutro czeka mnie 8h w szkole, w tym dwie godziny polaka i chemia. ZDECHNĘ. A najgorsze jest to, że spędzę te 8h bez Gonzo, bo sobie biedna rozwaliła pół twarzy grając w ręczną i wypoczywa w domku. Przynajmniej ponadrabia sobie Supernatural. Nie zapomnę, kiedy na początku roku jarałam się Spn, a ona wtedy spojrzała na mnie jednym ze swoich najbardziej zabójczych spojrzeń i z wyrzutem w głosie "To Ty oglądasz seriale?!". Albo kiedy dowiedziała się, że mam instagrama. XD Efekt jest taki, że teraz i ogląda Supernatural i ma instagrama. Ja za to słucham niemieckiego rocka i od tygodnia intensywnie ćwiczę w ramach projektu "Zmień życie z Kariną". Ludzie się zmieniają.
Włochy z każdym dniem bliżej, więc trzeba się spiąć, żeby zdążyć. Muszę zacząć się wysypiać, bo ostatnio wstawanie rano do szkoły to dla mnie katorga. Marzę chociaż o 5 minutach dłużej w moim cieplutkim łóżeczku. Pierwsza kapa z matmy w tym półroczu zaliczona! 0/6pkt, JA MATEMATYK! Pociesza mnie fakt, że 3/4 klasy napisało podobnie, więc luz. Może Marzena się nad nami zlituje i pozwoli poprawić.
Wyjątkowo beznadziejny nastrój.
"Harry, Ty nie rozumiesz czym jest przyjaźń lub wrogość. Lubisz wszystkich, to znaczy, że wszyscy są Ci obojętni." Oscar Wilde