Cholera, przykro mi, że zaniedbałam ostatnio to miejsce... Przyczyna? Całkowity zapieprz, staram się jakoś wszystko poukładać... Zasypiam po północy, wstaje o 5. Można się zajechać... Ale walczę. Bo ja zawsze walcze.
O diecie i ćwiczeniach przez ten tydzień mogłam zapomnieć - nie mam kiedy usiąść i wypić kawy na spokojnie, a co dopiero zrobić cokolwiek więcej. Dzisiaj nastał dzień przełamania - rano poszłam biegać. Jestem z siebie dumna. Teraz co tydzień w sobote biegi, w czwartki wybiegania, oprócz tego wracam do stacjonarnego i mojej siłki. Czas się ogarnąć.
Dieta? Trzeba zacząć się powoli ograniczać z żarciem wszystkiego... Małymi kroczkami wrócę na dobrą drogę.
Troche już rzygam tym wszystkim. Szukam siły :/
Jutro rano wstawię bilans mojego ciała. A może wieczorem? Tak, żeby się zdołować :)