Jestem wściekła. Poległam głupim myślom z kategorii "ostatnie dni wakacji" a teraz nie mogę na siebie patrzeć. Słodycze, fast-food... KURDE NO! I do tego brak czasu na treningi. Cholera, cholera, cholera.
Wrzesień znaczy dla mnie początek harówy, męki i braku czasu na cokolwiek. Wczoraj złapałam porządnego doła. Na szczęście mój anioł stróż czuwał i wmawiał mi, że jestem mądra a do tego szczupła. Yhy, mam lustro. Z powodu doła nie zrobiłam jakiegoś specjalnie męczącego treningu. Świetnie :)
Dzisiaj się wkurzyłam. Godzina na prawdę ciężkiej jazdy na stacjonarnym, lało się ze mnie. Potem brzuch. I szczerze? Nadal nie jestem zadowolona. Może jak pociągnę tak ten rok, to będę...
Od jutra dopiero będzie masakra. Mają moje wsparcie osoby, który czeka równie intensywny zapieprz...