są takie piosenki, które nigdy nie przestaną mi się źle kojarzyć, zaś słuchanie ich jest zwykłym masochistycznym popędem. to jak przytknięcie ręki do ognia, żeby poczuć poparzenie, sprawdzić jak zaboli. // od paru dni żyję bez powietrza, tak proszę pani. jestem trochę bledsza, bardziej milcząca i nie chcę dłużej, tak się nie da. albo popadnę w apatię albo zwariuję, może jedno i drugie. // jeszcze tylko jutro i wreszcie całkowicie pochłonie mnie czytanie upragnionej książki, brakowało mi tego. widzę swoją ogromną przemianę i cieszy mnie ona. liceum zmienia ludzi, jedyne co zawdzięczam tej szkole to możliwość powtórnego odnalezienia chociaż cząstki siebie. pozostałość uleciała, zmieniając mnie w bezsensowny twór pełen stłamszonego smutku i wielu obaw. // przerażają mnie ludzkie fetysze i fascynacje, wymiotuję w sobie i sobą i wami. // samosądy, samosądzić, wszyscy się pozabijajcie i zróbcie to możliwie najboleśniej, stwórzmy świat wolny od syfu. zabijajmy w imię idei, leczmy życie śmiercią, wyzwalajmy śmierć życiem // jestem artyską, smutną artystką. w głowie mam piosenki i wiersze, miliony melodii, prozę życia. tak daleko mi teraz do biologii i chemii, dalej niż kiedykolwiek i nie tak daleko jak wkrótce.
stoję na moście o niestabilnej konstrukcji, mogę wybrać tylko dwie opcje. czas ucieka, dlaczego zamiast uciekać... płaczę? wszystkim co mam ma zarządzić los, odbierając mi prawo do życia i wyboru śmierci?
dlaczego śmierć ma wykluczać życie, a życie ma wykluczać śmierć? śmierć poetą czy żniwiarzem okrutnym?
http://www.youtube.com/watch?v=uZtnaQm9xnk