Psy i koty które nie śpią na łożku, bo nie mogą, bo mają dywaniki i legowiska. I wcale a wcale nie śpią na łożku i ten piasek tam się sam z nikąd wziął. Sztuk cztery. W ogóle ich tam nie ma.
Chcę do nich. Chcę do nich. Chcę do nich.
Postanowiłam, że się nie położę dopóki nie skończę tej notatki z 20 stron których zupełnie nie rozumiem i nie przeczytam prawa międzynarodowego. Miła noc się zapowiada.
Wypalam się, wkurwiam, póki co, jeszcze. Ale chyba już niedługo, nie chce mi się żalić, bo nawet mi to nie sprawia już przyjemności, jak to zwykle bywało. Muszę się przyzwyczaić, przywyknąć z a a k c e p t o w a ć. Bardzo zabawne, doprawdy. Trzeba najpierw wyrosnąć z buntu, panie.
Chce mi się czegoś, niby wszystko takie nowe a nic mnie kurwa nie zaskakuje. Nic, nic, nic. Jest za cicho, za zimno, za pusto. I nie ma nic konkretnego na co można narzekać, co można (po za miastem, oczywiście) obwinić. Ja chce szybciej, mocniej, bardziej, już. A tu? Zaraz, za tydzień, później, po trochu, powoli, może.
I nie zaskakuje mnie nic. Nie mam kaców, moralnych i alkoholowych, nie mam nawet powodu do płaczu, zero. I niby dobrze, ale to jakby zagęszcza krew, jakby wyłącza nerwy.
I tylko raz przez chwilę, może 10 minut tak mi było dobrze i tak mi było na miejscu, kiedy ten skin na deskach krzyczał na tego prawnika na deskach, i to było takie taaaaaaaaaaaaaaak. Ładna to była sztuka.
Jakby brakowało tej patologii, tych poranków zmarnowanych do 14, tych kaw wypitych na pożywkę dla wrzodów, tych rozmów z rzucaniem telefonu za siebie (teraz się za to mści), trzaskania drzwiami, napięcia w powietrzu nawet tego smutnego odrętwienia, bezradności, czekania na COŚ.
Najgorszy jest brak chemii. Takiej że nie wiadomo co dalej, można się domyślać ale nie wiadomo, bo nie ma schematu, bo to z założenia niepoukladane i z założenia nie tak. I to czekanie i przeginanie, raz się uda a raz nie, raz sie wyda, raz coś, raz niedomówienie, raz prosto z mostu.
W akcie desperacji pobiegłam po endorfiny, nie tu, nie w tym mieście, bo tu nie ma. Pobiegłam dostałam, w mojej ulubionej formie. Tylko endorfiny jak to one, w weekend są, a wracasz i nie ma.
A chcę więcej.
Łał, jak wyznanie narkomana. Nic z tych rzeczy, nie 'tą razą'.
Jest tu tak cholernie pusto. Musze oswoić chociaż ten pokój. W łazience walczę z grzybem, żeby położyć się w wannie i porobić nic. Wymieniłam już zasłonę, jest jasno, kiedyś może dywanik i kosz w kuchni. Teraz ten cholerny grzyb. Jem z ptzyzwyczajenia, gotuję bo wypada. I słodycze jak nie gotuję, nie dla przyemności.
Może ze 2h snu?
Ależ proszę.
przedłużyło się do 3, rozpusta.
Wszystko przygotowałam na mój powrót o 15.
koszulę, koc, opaske na oczy i skarpety
Nic mi więcej nie potzreba
Jezu właśnie zjadłam tosty, RANO.
Jak to się stało? Nie mam pojęcia, od 10 lat nie jem śniadań, a teraz nie wiadomo skąd tosty i herba w moim żołądku.
Nie mam czasu na rozmyślanie o sniadaniach.
Chcę do mojego łóżka z twardym materacem, bo jedyne, co ostanio czuję to ból kregosłupa, na własne życzenie, przez 16cm buty noszone na okragło.
Niech będzie i tak. jeszcze tylko 5stron i finito, biegiem na 13.
Chcę się przytulić do Odisia. I żeby ktoś przyjechał. Bardzo rozumiem że to milion lat i że to długo i daleko, rozumiem. Ale chcę.
Tego słucham, bo nie mam czasu na seriale.
Inni zdjęcia: 1407 akcentovaAktualne zdjęcie dawstemoja śliczna patkigdmoja kicia patkigdja patkigdja patkigd:) dorcia2700Dzień kobiet szarooka9325... thevengefulone... thevengefulone