Witajcie w nowym roku :)
Życzę Wam wszystkim, aby ten nowy rok był pełen wspaniałych niespodzianek, życzliwych ludzi, uśmiechu i dobrych chęci, połączonych z siłą do działania, odkrywania i czynienia dobra. Pielęgnujcie w sobie to, co najlepsze i szukajcie wyzwań :) Nigdy nie jest za późno na coś nowego, na zmianę przyzwyczajeń i sposobu postrzegania. Do dzieła! :)
To były moje słowa sprzed kilku dni. Minęło ich kilka, a ja już czuję, że nie mam siły, że to wszystko mnie przerasta, że sobie po prostu nie radzę. Dopadł mnie kryzys. Mam nadzieję, że chwilowy. Czuję się nikim. Stoję przed kolejnymi bardzo ważnymi decyzjami w moim życiu. To dziwne, ale jakoś wcześniej nie bałam się tak bardzo. Te święta i nowy rok, z kilku powodów, były dla mnie szczególnie trudne. Gdy wróciłam do siebie, ni stąd ni zowąd zaczęły do mnie wracać myśli dotyczące mojego dotychczasowego życia. Dotknął mnie strach. Coraz częściej czuję, że w niektórych sytuacjach nie mam już nic do powiedzenia lub po prostu nie mam pojęcia co powinnam zrobić. Czuję się jak dziecko. Przeoczyłam wiele rzeczy, czego bardzo żałuję. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo zawiniłam. Dlaczego akurat teraz to wszystko wraca? W sumie to wiem dlaczego.
Jeszcze troszkę. Jeszcze tylko troszkę. Tak sobie mówię. Obiecałam sobie, że nie będę więcej robić nic wbrew sobie, bo to wszystko potem się mści. Niektórzy słysząc moje plany tylko się lekko ironicznie uśmiechają. Nie obchodzi mnie to. Chyba się właśnie nauczyłam, że nie powinnam tak łatwo ufać i robić, by komuś było łatwiej. Przynajmniej nie od razu. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Zupełnie niepotrzebnie. "Bo gdy ktoś Cię codziennie karmi, w końcu przestajesz szukać pożywienia i się wysilać, a gdy już go nie dostajesz, jesteś bezradny".
To, że tak teraz myślę, nie oznacza, że się poddałam. Po prostu nie zamierzam dłużej funkcjonować w taki sposób. Nie chodzi mi o to, że będę się teraz rozżalać nie wiadomo po co. To nie tak. Chcę iść do przodu z podniesioną głową. Po prostu przyznaję, że jestem tylko człowiekiem. Będę trzymać się swoich planów, słuchać serca i rozumu, gdy już przestanie panikować.
Wrocław przywitał mnie chłodem, deszczem i.. niesamowicie dobrym humorem :) To tak, jakby wiedział czego mi trzeba. Jakby wiedział, że bardzo tego potrzebuję przed trudnymi dniami. Cieszyło mnie dosłownie wszystko! Pan pomagający znieść torbę, kierowca autobusu słuchający audiobooka, sąsiad wracający ze spaceru z psem mówiący mi dzień dobry, dzieciaki pomagające rodzicom robić zakupy.. Nie wiadomo nawet dlaczego :) Chcę robić rzeczy, które na prawdę lubię i nie życzę sobie, żeby ktoś to oceniał nie mając pojęcia, o co w tym tak naprawdę chodzi. Lubię widzieć, że to co robię ma sens, że jestem dla kogoś kimś więcej niż tylko panią Martą. Uwielbiam patrzeć na iskry w oczach mówiące: "teraz mogę więcej". Nie wyobrażam sobie siedzenia 8 godzin przed komputerem tylko po to, by wrócić do domu, gdy już będzie ciemno i cieszyć się, że mam dwa dni wolnego od soboty. To jest tylko moje zdanie, dotyczące mojego życia. Oczywiście każdy ma inne i nie mam tu na celu krytykowanie kogokolwiek. Jeśli ktoś to lubi, to super :)
Jeśli są chęci do działania, to cała reszta też się znajdzie :) i nie wierzę, że ta sytuacja jest bez wyjścia. Jest po prostu zero-jedynkowa. A ja nie znoszę niezdecydowania. Nie potrafię. Chciałabym coś zmienić i działać. Problem w tym, że chyba już wiadomo jaki będzie wynik, ale nikt się nie chce do tego przyznać, bo wiele poświęciliśmy.
Tak dłużej nie można.
https://www.youtube.com/watch?v=FWDXwrgdm9w