O sobie: małe chodzące coś.
Bum. 6 kwietnia 1995r- alarm. Pani Maria jedzie do szpitala, 9 miesiąc, wszystko idzie jak powinno. Ale nie, fałszywy alarm.
Noc, z 6 na 7 kwietnia 1995roku- Pani Maria dostaje skurczów, przybiega pielęgniarka i zabiera Ją na porodówkę.
Godz.6:46- przychodzi na świat mała dzidzia, niby słodka, a tak naprawdę już od początku ohydna.
Kilka dni później pani Maria jedzie do domu z mężem i mną na rękach. Podlatuje jakiś ptak. Gołąbek. Zaciekawiony polatał chwilę nad nami i poleciał na parapet naszego okna. Dziwne, prawdziwe? Chyba jo, pod warunkiem, że ten gołąb był wysłannikiem czarnego i rzucił na mnie klątwę wiecznego pecha i nieszczęścia. No, bo wszystko się spełniło. Masz ci los!
Aczkolwiek jak byłam mała, przynosiłam trochę szczęścia dla mojej siostry, która z taką niecierpliwością mnie wyczekiwała! W końcu w towarzystwie dwóch braci nie da się wytrzymać (teraz to i ja to wiem).
I tak minęło pół roku jedno i drugie- rok pierwszy.
Paulinka jest już dużą panienką! Ma już roczek! Torcik śmietankowy z czekoladą i jedną świeczką na środku był podobno pyszny. Oj, szkoda, że tego nie pamiętam! No cóż, ,,życie''.
I tak minęła wiosna, lato, jesień, zima. Rok drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty. Nie chodziłam do przedszkola, ale za to poszłam już do zerówki! Oj, płakałam jak mama poszła. Płakałam, ale tylko przez jakieś ... 5 minut? No, 10 góra.
Koniec roku szkolnego. Paulinka dostaje dyplom ukończenia zerówki i prezent- niebieski zestaw długopisów, ołówków itp. Cóż to była za radość!
Minęły wakacje, czas do szkoły. Ja się cieszyłam. Ale to chyba każde dziecko w tym wieku tak ma. W końcu to pierwsza klasa! ,,Prawdziwe oceny i świadectwo!''
No, nieprawdopodobne, ale minęło kilka lat, a ja już ide do czwartej klasy. Tu już nie ma zmiłuj. Tu nie będzie "buziek" i "uśmieszków", a na świadectwie będzie już prawdziwa liczba, zamiast opisu moich zdolności itd.
Koniec roku szkolnego, średnia 5.3. WOW! Moje pierwsze świadectwo z paskiem. ,,I nie ostatnie''- obiecałam sobie.
Obietnicy spełniłam, od tej pory cały czas miałam paski na kartce. Byłam z siebie dumna, Tata nauczył mnie, jak się uczyć, a nie wkuwać na pamięć, jak robią to co po niektórzy.
Koniec 6 klasy. KONIEC PODSTAWÓWKI?! Niemożliwe! To był najwspanialszy czas w moim życiu. Byłam zawsze szczęśliwa, nigdy się nie załamywałam. Byłam nawet szanowana. Myślałam, że w gimnazjum będzie podobnie.
Niestety, gimnazjum to była jedna, wielka porażka. Oceny super, ale wyrąbane na nie. Aż pisać się nie chce, nie lubię sobie tego przypominać. FUCK! Było okropnie! Na szczęście- tylko w pierwszej klasie. Druga klasa okazała się sto razy lepsza. Ludzie mnie poznali. Jest milej i fajniej. ;)
Tak minęło jedno siedem lat i drugie- a tu zaraz piętnastka strzela.
Piętnastka będzie tuż po świętach, na moich urodzinach pierwszy raz od Bóg wie jakiego czasu będzie moja najukochańsza Siostrzyczka pod słońcem, ze swoim księciem z bajki. Mówię Wam, takiej osoby jak ona... to aż grzech powedzieć, że jedna na milion! Nie! Jedna na septyliard. Tak powiem. Bo nie ma drugiej takiej. A gdybym powiedziała, że jedna na milion, to znaczyłoby to, że takich jak ona jest parę tysięcy, może nawet więcej.
Przyszłość pokazuje się ciekawsza. Biała szkoła, Justynka, koniec roku, wakacje. I najważniejsze- koniec sondy. Urosnę. Będę wyższa o spory kawałek. Mam taką nadzieję, bo skoro teraz pomogło, to i później też pomoże. Oby. Bo jak nie, to skok z wieżowca stuprocentowy.
Amen.
Czym się zajmuję: TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC TANIEC
O moich zdjęciach: żałosne, ale to w końcu PHOTOblog.