niby nie jest źle, ale lepiej też nie jest wcale.
znowu zaczynam bezsensowne i prowadzące do niczego rozmyślania o tym, jak to kiedyś było DOBRZE, bo było o stokroć mniej problemów. a tu od 24ego czerwca jakby skończyła nam się dobra passa. pierdolnęło ładnie. jest mi niezmiernie przykro, że znowu wolę przesiedzieć całą noc, niż iść spać, bo pierdolą mi się w głowie takie rzeczy, że strach się bać. ogółem chciałabym, żeby teraz właśnie była zima, coś koło świąt, bo wiem, że zepsułam miliard spraw od tego czasu i wiem, że mogłabym to naprawić w ekspresowym tempie, gdybym tylko dostała szansę.
od jakichś 2 tygodni obiecuję sobie, że ogarnę całą 2 klasę, ale nie ogarniam. stanowczo za dużo dzieje się obok mnie. ech .