od zawsze głowę zajmowały mi przeróżne myśli dotyczące otaczającego mnie świata. w dzieciństwie głównie przejmowałam się kolorami. tak, kolorami - barwy przedmiotów, ich struktura i przeznaczenie. dzięki temu i moim wewnętrznym chęciom zmieniania świata na lepsze, malowałam dla przykładu mazakami po lalkach, zamiast bawić się nimi.
dzisiaj myśli te sprowadzają się głównie do mnie samej. może to w pewien sposób narcystyczne, ale od paru lat (zmierzając dziś do magicznego wieku osiemnastu lat) uczę się nazywać swoje zachowania i odczucia różnymi lekarskimi formułkami, które wskazywałyby na poważne zaburzenia osobowości, jak i również emocjonalne. czasami zajmuje mnie to tak bardzo, że uświadamiając sobie w jak ciężkim stanie znajduje się moja psychika - popadam w głęboki smutek, który powoduje że nie chce mi się wstawać rano, a tym bardziej zająć się bardziej codziennymi czynnościami, jak jedzenie czy higiena osobista. to pewna forma autodestrukcji, nazywana przez pewnego mężczyznę (którego powinnam kochać) - "użalaniem się nad sobą". to smutne, kiedy bardzo bliska ci osoba, wydaje się w ogóle cię nie rozumieć.. mimo wszystko rzeczywiście starasz się przestać "użalać się nad sobą", ale to paradoksalnie powoduje jeszcze większą pustkę i smutek.
czy można uzależnić się od cierpienia?
ból towarzyszy ludziom od zawsze. jedni cierpią więcej, bardziej, a drudzy mają możliwie mniej zmartwień. niektórzy do tego stopnia przyzwyczajają się do najróżniejszych form cierpienia, że kiedy przychodzi lepszy okres - czują się w tym szczęściu niepewnie i obco, przez co często dążą do tego, by własnymi rękoma zniszczyć spotkane przez nich dobro. to pewien rodzaj klątwy, uzależnienia i najstraszniejsze jest to, że ludzie ci nie mają nad tym najmniejszego wpływu. dlatego bardzo często takie osoby zostają same, wyzywane od najgorszych. jak na ironię, będą czuły się w swej samotności dość "dobrze", bo przecież tego uczyły się od dzieciństwa. nikt nie nauczył ich przeżywać radości, nikt nie zapoznał tych ludzi z czymś takim jak: stabilność, zdolność do okazywania uczuć czy otwartość w stosunku do innych. dlatego młodzi ludzie, wkraczając w dorosłe życie, nie mają o nim tak naprawdę żadnego pojęcia. najczęściej jest to wina ich ojców i matek (lub jednego z nich), którzy mieli podobnie i nie potrafili przekazać miłości swojemu dziecku. nie chodzi tu, by zwalać winę na osoby trzecie. boję się tylko, że ci właśnie ludzie są plagą współczesności i docierając do sedna sprawy - przez to, że do nich należę i przez swoje skłonności do filozoficznych myśli, boli mnie to wszystko jeszcze bardziej i zdaje się, że momentami czuję każde fizyczne czy psychiczne cierpienia poszczególnych, poranionych życiem ludzi.
oddychać próbuję
15 STYCZNIA 2025
27 MAJA 2024
21 SIERPNIA 2022
27 MARCA 2021
23 GRUDNIA 2019
13 MAJA 2015
19 KWIETNIA 2015
21 MARCA 2015
Wszystkie wpisy