Masz może czasem wrażenie, że coś co z pozoru jest piękne i beztroskie, tak naprawdę zwija się z bólu, a jego egzystencja jest niemym krzykiem ?
Popatrz na prosty żywot rabatowego tulipana.
Ogrodnik pieczołowicie wsadził cebulkę w stosownie wybraną ziemię. Nawoził, podlewał, nieustannie pielęgnował. Świeciło słońce, padał deszcz, wiał wiatr. Powoli rosły zielone pędy. Łodyga. Pąk. Nie ostatecznie uformowany kwiat.
Całe życie skupione i poświęcone dla jednego momentu. Wszystkie starania i zabiegi zmierzające do tego odpowiedniego dnia, kiedy już dostatecznie wyrosły, odpowiednio rozkwitnięty zostanie ścięty tuż nad ziemią i dołączony do kwiaciarnianego bukietu. Tuż obok lady czeka młody, podenerwowany mężczyzna. Kobieta skończyła, jeszcze jedna wstążka i. Mężczyzna kroczy przez miasto z naręczem tulipanów. Zmierza w kierunku jednego, konkretnego celu. (Wszystko zmierza w kierunku jednego, konkretnego celu.) Dzwonek do drzwi. Sytuacja taka sama jak milion przed nią i milion po niej. W końcu bierze za żonę tę dziewczynę. Niby tą jedyną na świecie, najpiękniejszą, niepowtarzalną, inną od wszystkich, a naprawdę taką samą. Urodzoną i wychowaną w tym samym celu. By urodzić i wychować...
Nic się nie zmienia. No może jedynie moda na odmiany kwiatów dobieranych do bukietów weselnych i wiązanek nagrobnych. Kolej rzeczy jest taka sama.
Może prościej. Wszelkie szarpaniny są bezsensowną stratą czasu i energii.
Padłam na kolana. Płaczę i zwijam się w konwulsjach.