Nie daję rady. Jestem za słaba. Nie dam rady schudnąć, już zawsze będę wstrętną, tłustą świnią. Nie dam rady bez jakiś wspomagaczy. Chyba będę musiała przywitać się znów z facebookiem, skontaktować z kimś i poprosić o działke białego, chociaż na jedną linie, a po tej jastępną i jeszcze jedną... znów wpadne w długi, ale to jedyna rzecz która jest w stanie mi pomóc. przyzwyczaję żołądek do braku jedzenia i przestane brać. Jeśli nie, to przynajmniej przybliży mnie to w jakimś stopniu do samodestrukcji, do całkowitego pogrążenia się.
Jest mi zimno, czuję ogarniającą mój umysł pustkę i strach, sama nie wiem przed czym. Muszę się ukrywać, nikt nie może widzieć tabletek, ran na mym ciele. Muszę udawać że jestem szczęśliwa, pełna energii, że nic mnie nie martwii. Nie mam siły, zamarzam... I tylko użalam się nad sobą.
A ty, jakim prawem wciąż siedzisz w mojej głowie?
Nie widziałam Cię od ponad pół roku, nie rozmawialiśmy od dobrych paru miesięcy.
Pisałeś, nie odpisywałam. Nie chciałam utrzymywać kontaktu.
Nie chcę się w Ciebie wkręcać, nie chcę się w to zagłębiać..
Odejdź, zostaw mnie i moje myśli w spokoju!
Chcę mi się płakać, tak cholernie chcę mi się ryczeć. Pójdę pod prysznic, albo nie, położę się w wannie i spędzę tam trochę czasu z muzyką, żyletką w ręcę i postaram się poukładać myśli...
Umrzyj szmato, nie zasługujesz nawet na miano człowieka...